Witam w Chabaziewie

Witam w Chabaziewie

sobota, 6 stycznia 2018

Świąteczny urlop

Ale zrobiłam sobie urlop, aż nieprzyzwoicie. Zawierucha świąteczna przeminęła , Sylwester ledwie zauważyłam i tak znalazłam się w Nowym Roku, który trwa już prawie tydzień,

Jak wyżej napisałam zawierucha i faktycznie tak było. Przygotowania, świętowanie i wisienka na torcie, czyli kochane wnuczki, które tym razem zabawiały u mnie prawie 2 - tygodnie.

Teraz wszystko ucichło, wróciło do normy a my wybraliśmy się nadprogramowo na wieś do Chabaziewa. Pierwotne plany były, że dopiero na ferie czyli w lutym tutaj przyjedziemy, ale brak zimy i zasp spowodował, że postanowiliśmy weekend spędzić w niekoniecznie pięknej scenerii.
Chociaż Chabaziewo jest dla mnie zawsze piękne, ale tej  zimy  nie takich krajobrazów się spodziewałam. Mokro, błoto. trawa przed domem zamieniła się w jakąś cholerną breje no i w związku z tym czeka nas na wiosnę, jak tylko w miarę obeschnie, robota drogowa. Aby w przyszłości nie brodzić po błocie położymy utwardzenie. Takie płyty z dziurami i mam nadzieję, że skończy się też problem z wyjazdem samochodu. Bo jak do tej pory kilka razy musieliśmy go pozostawić aż podłoże obeschnie albo przymarznie.

I tak upajam się pobytem w Chabaziewie, trochę gotuję m.in bigos, który po Świętach wyśmienicie smakuje a jeszcze lepiej pichcony na kuchni i to kilka dni. Poza tym doglądnęłam włości i z myślą o lecie podsypałam juki popiołem drzewnym. Właśnie na FB pewna pani pochwaliła się pięknie kwitnącymi jukami i podała receptę. Całą zimę podsypuje je właśnie takim popiołem, więc zauroczona pięknymi kwiatami też tak robię. Zobaczymy efekt już niedługo.

Ponieważ okres jest nadal świąteczny więc z przyjemnością słucham pierwowzoru znanej świątecznej piosenki:



w wykonaniu Harold Melvin & The Bluenotes.

Dzisiaj przypada Święto Trzech Króli i tak zgodnie z moją ciągłą potrzebą grzebania w tradycji natknęłam się na wspaniałe wydanie Zwyczaje w Polskim Domu z serii Księga Tradycji i co tam znalazłam...................

Okres od Wigilii do Trzech Króli zwano Szczodrymi Dniami i traktowano jak przedłużenie Świąt Bożego Narodzenia. Przez te kilkanaście dni obowiązywały zwyczaje podobne do wigilijnych; ograniczano do minimum wszelkie prace gospodarskie i domowe. przestrzegano zakazu podejmowania pewnych zajęć; motania, szycia , przędzenia i chętnie wróżono. Przede wszystkim czekano na kolędników. Po wsiach wędrowali poprzebierani kolędnicy. Obchody kolędnicze były męską sprawą dlatego mężczyźni grali także kobiece role. Chodzili całymi grupami składając życzenia. Mieszkańcy chałupy do której zawitali uważali to za zły znak. Życzenia bowiem miały zapewnić urodzaj, pomyślność, obfite plony, zdrowie, płodność zwierząt.

Pamiętam z czasów dzieciństwa jak do dziadków domu przychodzili kolędnicy i to bardzo mocno poprzebierani; anioły, diabły, śmierć z kosą i jakiś turoń czy też koza. My małe (  z siostrą ) dziewczynki wcale nie byłyśmy zachwycone a wręcz przerażone i schowane za dorosłymi.

Później same kolędowałyśmy po rodzinie i wcale niezłą sumkę udawało nam się uzbierać za życzenia.
I do tej pory pamiętam wierszyk, którym  wówczas uszczęśliwiłyśmy zachwyconą rodzinę ;

Na szczęście , na zdrowie na ten Nowy Rok
Niech wam się rodzi kapusta i groch.
Ziemniaki jak pniaki, groch jak chodaki
A proso abyście nie chodzili boso.

Teraz również fajnie brzmi....

Obecnie niestety jakoś ten zwyczaj zanikł, pamiętam jeszcze, że syn jako dziecko coś tam kolędował. Teraz każdy zamknięty w swoim domu i raczej nawet gdyby jakiś kolędnik się ośmielił zapukać, pewnie nie został by wpuszczony. Świat zrobił się pełen lęków, fobii, strachu.............a ta tradycja pozostała tylko w pamięci tego starszego pokolenia. Szkoda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz