Cały długi kolejny weekend pełen wrażeń ale jakże inny od tego tzw. majowego. Piękna letnia pogoda zachęca do ruszenia się z domu i zorganizowanie czasu na świeżym powietrzu. I tak też było.
Ale po kolei bo przyjemności jest kilka.
Dzień matki zaskoczył mnie pięknymi życzeniami od kochanych i wyjątkowych latorośli i pięknym storczykiem :
I dalej:
Najwięcej radości sprawił mi przyjazd, a właściwie przylot wnuczek ( o północy ) na te kilka dni. Jak zawsze gdy Klara przyjedzie albo odwrotnie mój blog doznaje pewnych nowych przeobrażeń. Tak jest i tym razem; zmiana czcionki, koloru w nagłówkach i co najistotniejsze, dodanie etykiet. Spowodowało to pogrupowanie postów wg tematów i zagadnień. Wprowadziło w moim odczuciu taki ład i uporządkowanie. Jest super.
Jak przystało na ten szczególny weekend zorganizowałam odpowiednio czas aby nie było czasu na nudy, a były same miłe wspomnienia.
W pierwszy dzień ( czwartek ) była tzw. aklimatyzacja Klary i Zary w Rzeszowie, czyli zaliczony plac zabaw będący w zainteresowaniu Zary a w godzinach popołudniowych ogrodowy gril. A na grilu kiełbaski dla większości i piersi z kurczaka dla wybrednego syna.
Drugi dzień ( piętek ) to całodniowy wyjazd do Chabaziewa. Tematem przewodnim było podlewanie kwiatów. Na szczęście kwiaty przeżyły kilka dni upału a skuteczna reanimacja przywróciła im piękny wygląd.
Ale nie tylko było podlewanie roślin.
Były koleżanki ( oczywiście wnuczek ), było zabawnie i wesoło. W ruch poszły konewki z wodą, ale tym razem nie z przeznaczeniem dla kwiatków ale było to coś na wzór wielkanocnego leja. Śmiechu, radości i wrzasku było co nie miara, po prostu Chabaziewo odmłodniało. Na hakach zawisły huśtawki, zabawki wylądowały na ogrodzie, małe tornado przeszło przez dom. Takie sobie hulanki, swawole bez tańców.
I tak zleciał cały dzień na wspaniałej zabawie. Pozostało pobojowisko, zastanawiam się czy sprzątać czy zostawić, bo za około tydzień przyjeżdża druga zmiana czyli moja siostra z dwiema wnuczkami. Chyba się jednak nie opłaca!!!!
Na szczęście kwiaty zostały nienaruszone i pozostały na swoim miejscu:
No i trzeci dzień ( sobota ) to zaplanowana wycieczka nastawiona tym razem na edukacyjno - poznawcze doznania. Jedziemu do Kolbuszowej do skansenu. Jest to stosunkowo niedaleko ( 30 km ) a fajnie spędziliśmy dzień.
A to kilka migawek ze skansenu:
zagroda z super wiejskim ogródkiem ( takie sielankowe uroczysko )
fantastyczne ule w zagrodzie ( ale pomysły )
młyn wodny z 1897 roku
kościół pw. św Marka z 1843 roku
zagroda ; dom, stajnia, stodoła , połowa XIX w.
kapliczka 1824 rok.
To pierwszy punkt mojego planu poświęconego pokazaniu moim wnuczkom piękna Podkarpacia w tym oczywiście przepięknych Bieszczad. W końcu to rodzinne strony ich mamy no i dziadków. Za każdą pobytnością gdzieś będziemy jeździć i coś będziemy oglądać i poznawać.
Na początek tak na rozgrzewkę był to właśnie skansen w Kolbuszowej
Był to wspaniały weekend i wszyscy byli zadowoleni, a to ważne.
I w niedzielne wczesne popołudnie wnuczki odleciały i wszystko wróciło na chwilę do normy.
Na chwilę, bo niedługo już wakacje!!!!!
Witam w Chabaziewie

niedziela, 29 maja 2016
niedziela, 22 maja 2016
Genealożka - rolniczka
Jak już wcześniej wspominałam, nosiłam się z zamiarem rozpoczęcia poszukiwań genealogicznych.
I właśnie to się dzieje od pewnego czasu. Muszę przyznać, że w tym temacie internet jest niezastąpiony. Są wspaniałe strony i wspaniali ludzie, którzy je tworzą i się nimi opiekują. Szczególnie dla mnie pomocna jest ; http://www.genealogia.okiem.pl , ale korzystam też z wspaniałych zasobów ; http://genealodzy.pl/
To właśnie w tej pierwszej, kierowana od pierwszych kroków, znalazłam dokument sporządzony na okoliczność narodzin mojego dziadka ( księgi parafialne ) , a przyznam się, że nie miałam wielkich na to nadziei ponieważ ta gałąź mojej rodziny pochodzi z Kresów. Wspaniałe przeżycie, no i szukam dalej.
Teraz poszukuję moich pradziadów itd. wstecz. To jest na razie jedna gałąź rodziny a jest ich co najmniej cztery. A przy okazji uczę się łaciny, aby wiedzieć co w księgach parafialnych jest zapisane.
To oczywiście nie wszystko, bo odwiedzam w wolnych chwilach różne urzędy, archiwa, parafie itp.i każda odszukana nawet najmniejsza wiadomość jest nieoceniona i daje wiele radości i powera do dalszych poszukiwań.
Zdaję sobie sprawę, że to potrwa kilka lat ale jak to się mówi ; gra warta świeczki, ja czas mam i chęci.
Najbardziej, tak patrząc z perspektywy, szkoda, że nie wykorzystałam wiedzy osób,których już niestety nie ma wśród nas. Teraz jest to błądzenie i korzystanie z informacji, gdzieś tam kiedyś usłyszanych.
Niemniej jednak w poszukiwaniach intensywnie wykorzystuję członków rodziny i słucham co mają do powiedzenie a później postaram się sprawdzić i potwierdzić odpowiednimi dokumentami.
Zajęłam sie tym bo jest to fascynujące zajęcie dla mnie no i pragnę przekazać potomnym historię rodziny.
Na ten czas jeszcze nie wiem jaka będzie ostateczna forma tej pracy, jak mój mąż mówi naukowej.
Ale na pewno nie będzie to tylko typowe drzewo genealogiczne, mam zamiar zabawić się trochę w literata i zawrzeć jakąś treść mniej lub bardziej potwierdzoną .
Mój mąż określił mnie w pewnym momencie jako; historyka ( bo genealogia ), literata ( bo blog ), ekonomistę ( bo wykształcenie ) i rolnika ( bo Chabaziewo ). Z wiekiem przybyło mi trochę tych zainteresowań i to jeszcze nie wszystkie, ale od przybytku głowa nie boli.
Oczywiście nie zaniedbuję Chabaziewa , nadal sadzę, koszę, podlewam, dekoruję, przenoszę z miejsca na miejsce rośliny i tworzę różne aranżacje.
To jedna z nich; stara sieczkarnia na tle kwitnącego złotlinu
Robię zdięcia i obserwuję przyrodę.
Dzisiaj przez okno kuchenne zobaczełam pasącego nie na łące koziołka a może sarenkę?
W budkach legowych nam młody przychówek. Budek mam trzy wszystkie pełne i ćwierkające a w jednej z nich zalęgły się jaskółki. Mama jaskółka jest niesamowita, wylatuje na polowanie a po powrocie dokładnie nas obserwuje i jak stwierdzi, że jej nie podgladamy wpada przez otwór do maleństw i szybciutko leci dalej na łowy.
Tak, że dużo się dzieje na wsi.
A ja po kilku dniach intensywnej pracy dzisiaj, w niedzielne popołudnie upajam się tą wiejską sielanką.
A do szczęścia potrzebny mi leżak, piękana pogoda, słoneczko, sudoku i lody miętowe z czekoladą.
I towarzystwo krasnala, który zwie się Ewel ( od imion miłych darczyńców );
I właśnie to się dzieje od pewnego czasu. Muszę przyznać, że w tym temacie internet jest niezastąpiony. Są wspaniałe strony i wspaniali ludzie, którzy je tworzą i się nimi opiekują. Szczególnie dla mnie pomocna jest ; http://www.genealogia.okiem.pl , ale korzystam też z wspaniałych zasobów ; http://genealodzy.pl/
To właśnie w tej pierwszej, kierowana od pierwszych kroków, znalazłam dokument sporządzony na okoliczność narodzin mojego dziadka ( księgi parafialne ) , a przyznam się, że nie miałam wielkich na to nadziei ponieważ ta gałąź mojej rodziny pochodzi z Kresów. Wspaniałe przeżycie, no i szukam dalej.
Teraz poszukuję moich pradziadów itd. wstecz. To jest na razie jedna gałąź rodziny a jest ich co najmniej cztery. A przy okazji uczę się łaciny, aby wiedzieć co w księgach parafialnych jest zapisane.
To oczywiście nie wszystko, bo odwiedzam w wolnych chwilach różne urzędy, archiwa, parafie itp.i każda odszukana nawet najmniejsza wiadomość jest nieoceniona i daje wiele radości i powera do dalszych poszukiwań.
Zdaję sobie sprawę, że to potrwa kilka lat ale jak to się mówi ; gra warta świeczki, ja czas mam i chęci.
Najbardziej, tak patrząc z perspektywy, szkoda, że nie wykorzystałam wiedzy osób,których już niestety nie ma wśród nas. Teraz jest to błądzenie i korzystanie z informacji, gdzieś tam kiedyś usłyszanych.
Niemniej jednak w poszukiwaniach intensywnie wykorzystuję członków rodziny i słucham co mają do powiedzenie a później postaram się sprawdzić i potwierdzić odpowiednimi dokumentami.
Zajęłam sie tym bo jest to fascynujące zajęcie dla mnie no i pragnę przekazać potomnym historię rodziny.
Na ten czas jeszcze nie wiem jaka będzie ostateczna forma tej pracy, jak mój mąż mówi naukowej.
Ale na pewno nie będzie to tylko typowe drzewo genealogiczne, mam zamiar zabawić się trochę w literata i zawrzeć jakąś treść mniej lub bardziej potwierdzoną .
Mój mąż określił mnie w pewnym momencie jako; historyka ( bo genealogia ), literata ( bo blog ), ekonomistę ( bo wykształcenie ) i rolnika ( bo Chabaziewo ). Z wiekiem przybyło mi trochę tych zainteresowań i to jeszcze nie wszystkie, ale od przybytku głowa nie boli.
Oczywiście nie zaniedbuję Chabaziewa , nadal sadzę, koszę, podlewam, dekoruję, przenoszę z miejsca na miejsce rośliny i tworzę różne aranżacje.
To jedna z nich; stara sieczkarnia na tle kwitnącego złotlinu
Robię zdięcia i obserwuję przyrodę.
Dzisiaj przez okno kuchenne zobaczełam pasącego nie na łące koziołka a może sarenkę?
W budkach legowych nam młody przychówek. Budek mam trzy wszystkie pełne i ćwierkające a w jednej z nich zalęgły się jaskółki. Mama jaskółka jest niesamowita, wylatuje na polowanie a po powrocie dokładnie nas obserwuje i jak stwierdzi, że jej nie podgladamy wpada przez otwór do maleństw i szybciutko leci dalej na łowy.
Tak, że dużo się dzieje na wsi.
A ja po kilku dniach intensywnej pracy dzisiaj, w niedzielne popołudnie upajam się tą wiejską sielanką.
A do szczęścia potrzebny mi leżak, piękana pogoda, słoneczko, sudoku i lody miętowe z czekoladą.
I towarzystwo krasnala, który zwie się Ewel ( od imion miłych darczyńców );
niedziela, 15 maja 2016
Pokrzywa
Zgodnie z tym co wcześniej pisałam, że jemy to co aktualnie urośnie, przyszedł czas na pokrzywę.
Rośnie ona w okolicach Chabaziewa w bardzo dużych ilościach, tak że jest ona wykorzystywana praktycznie przez całe lato. Chociaż na wiosnę jest najbardziej smaczna a ważne aby nie zdążyła zakwitnąć.
Na pierwszym planie mój Niuniek a dalej bukiet pokrzyw:
Pokrzywa - powszechnie znany chwast o parzących liściach jest niezwykle bogata w składniki mineralne, witaminy i cieszy się sławą rośliny leczniczej. Należy ona do najważniejszych chwastów tak zwanej kuracji majowej oczyszczającej krew. Działa wzmacniajaco, obniża poziom cukru, wspaniale wpływa na proces przemiany materii, zwiększa poziom hemoglobiny, obniża ciśnienie krwi i jeszcze można by było długo wymieniać jej wspaniałe właściwości. Ale to już wystarczy aby się na nią skusić.
Podsumowując ; cytatat Apicjusza w Sztuce kulinarnej:
Kiedy słońce będzie w znaku Barana, spożyj jeśli chcesz zapobiec chorobie pokrzywę zwyczajną.
Te mądrości są powszechnie znane niemniej jednak uwielbiam zaglądnąć do wspaniałego wydania ,
pani Hanny Szymanderskiej - Z łąki na talerz. Jest w niej mnóstwo przepisów i opisów praktycznie wszystkich tzw. chwastów jadalnych.
U mnie w kuchni zagościła na stałe od kilku lat o tej właśnie porze roku.
Używam jej gdzie się tylko da, czyli po uprzednim przelaniu wrzątkiem ( wówczas nie parzy ) do różnego rodzaju surówek, sałat, zup i dań z sera .
Oczywiście również suszę łodygi na jesienno - zimowe herbatki lub sproszkowane dodaję jako przyprawa do różnych potraw.
Największym powodzeniem cieszy się zupa z pokrzywy, są różne przepisy a ja mam kilka swoich sprawdzonych.
1. Zbieram dwa duże bukiety pokrzyw ( w sumie około 50 łodyg ) oczywiście z dala od drogi i koniecznie w rękawicach. Po przepłukaniu wkładam do garnka zalewam wodą i gotuję ok 30 min. W tym czasie drobno kroję dwie duże cebule, które szklę na odrobinie oleju. Pod koniec wciskam 4 -5 ząbki czosnku i chwilkę razem podgrzewam. Wlewam wodę i wrzucam 4 ziemiaki pokrojone w kostkę, gałązkę lubczyku i łodyżki pietruszki. Ostatnio dodałam również pierś z kurczaka. I gotuję. W między czasie przecieram przez sito ugotowaną pokrzywę i dodaję do wywaru. W sumie wody mam 3 litry. Na koniec doprawiam solą, pieprzem i zmieloną gałką muszkatołową , wlewam śmietanę i wrzucam pokrojoną natkę piertuszki.
W mojej wersji jest jeszcze makaron nitki, który gotuję oddzielnie.
Oto ona:
2. Kolejna odmiana zupy; robimy jak powyżej ale dodajemy 2 -3 serki topione i dodajemy w miejsce gałki - łyżeczkę curry.
3. Bardzo fajna jest zupa zielona do której użwam porócz pokrzywy jeszcze innych zielonych roślin;
duży por, 2 główki kruchej sałaty, 40 dkg. liści pokrzywy, 20 dkg. liści szpinaku i pęczek natki pietruszki, oczywiście nie bawię się w dokładne ważenie, ale tak orientacyjnie.
W garnku topię 2 łyżki masła i smażę pokrojonego pora. Po chwili pozostałe pokrojone zielone warzywa wrzucam i razem chwilkę smażę. Przy tej wersji pokrzywa musi być młoda w przeciwnym wypadku przecieram ją jak w powyższym przepisie. Zalewam wodą , dodaję sok z 1/2 cytryny i gotuję ok 10 min. Miksuję, tak nie do końca dokładnie. Doprawiam solą, pieprzem, szczyptą cukru i ewentualnie sokiem z cytryny. I zabielam śmietaną. Osobno gotuję ziemiaki, które dodaję do talerza z zupą.
Przelane wrzątkiem młode liście pokrzywy dodaję do twarożku razem z rzodkiewką, szczypiorkiem i ogórkiem a czasami z dodatkiem jajka, albo do każdej surówki obiadowej pokrojone w paseczki.
Np. sałata, ogórek, szalotka, mniszek, pokrzywa i rzodkiewka doprawione solą i śmietaną wymieszaną z pesto z czosnku niedźwiedziego:
A to moje pokrzywisko:
Rośnie ona w okolicach Chabaziewa w bardzo dużych ilościach, tak że jest ona wykorzystywana praktycznie przez całe lato. Chociaż na wiosnę jest najbardziej smaczna a ważne aby nie zdążyła zakwitnąć.
Na pierwszym planie mój Niuniek a dalej bukiet pokrzyw:
Pokrzywa - powszechnie znany chwast o parzących liściach jest niezwykle bogata w składniki mineralne, witaminy i cieszy się sławą rośliny leczniczej. Należy ona do najważniejszych chwastów tak zwanej kuracji majowej oczyszczającej krew. Działa wzmacniajaco, obniża poziom cukru, wspaniale wpływa na proces przemiany materii, zwiększa poziom hemoglobiny, obniża ciśnienie krwi i jeszcze można by było długo wymieniać jej wspaniałe właściwości. Ale to już wystarczy aby się na nią skusić.
Podsumowując ; cytatat Apicjusza w Sztuce kulinarnej:
Kiedy słońce będzie w znaku Barana, spożyj jeśli chcesz zapobiec chorobie pokrzywę zwyczajną.
Te mądrości są powszechnie znane niemniej jednak uwielbiam zaglądnąć do wspaniałego wydania ,
pani Hanny Szymanderskiej - Z łąki na talerz. Jest w niej mnóstwo przepisów i opisów praktycznie wszystkich tzw. chwastów jadalnych.
U mnie w kuchni zagościła na stałe od kilku lat o tej właśnie porze roku.
Używam jej gdzie się tylko da, czyli po uprzednim przelaniu wrzątkiem ( wówczas nie parzy ) do różnego rodzaju surówek, sałat, zup i dań z sera .
Oczywiście również suszę łodygi na jesienno - zimowe herbatki lub sproszkowane dodaję jako przyprawa do różnych potraw.
Największym powodzeniem cieszy się zupa z pokrzywy, są różne przepisy a ja mam kilka swoich sprawdzonych.
1. Zbieram dwa duże bukiety pokrzyw ( w sumie około 50 łodyg ) oczywiście z dala od drogi i koniecznie w rękawicach. Po przepłukaniu wkładam do garnka zalewam wodą i gotuję ok 30 min. W tym czasie drobno kroję dwie duże cebule, które szklę na odrobinie oleju. Pod koniec wciskam 4 -5 ząbki czosnku i chwilkę razem podgrzewam. Wlewam wodę i wrzucam 4 ziemiaki pokrojone w kostkę, gałązkę lubczyku i łodyżki pietruszki. Ostatnio dodałam również pierś z kurczaka. I gotuję. W między czasie przecieram przez sito ugotowaną pokrzywę i dodaję do wywaru. W sumie wody mam 3 litry. Na koniec doprawiam solą, pieprzem i zmieloną gałką muszkatołową , wlewam śmietanę i wrzucam pokrojoną natkę piertuszki.
W mojej wersji jest jeszcze makaron nitki, który gotuję oddzielnie.
Oto ona:
2. Kolejna odmiana zupy; robimy jak powyżej ale dodajemy 2 -3 serki topione i dodajemy w miejsce gałki - łyżeczkę curry.
3. Bardzo fajna jest zupa zielona do której użwam porócz pokrzywy jeszcze innych zielonych roślin;
duży por, 2 główki kruchej sałaty, 40 dkg. liści pokrzywy, 20 dkg. liści szpinaku i pęczek natki pietruszki, oczywiście nie bawię się w dokładne ważenie, ale tak orientacyjnie.
W garnku topię 2 łyżki masła i smażę pokrojonego pora. Po chwili pozostałe pokrojone zielone warzywa wrzucam i razem chwilkę smażę. Przy tej wersji pokrzywa musi być młoda w przeciwnym wypadku przecieram ją jak w powyższym przepisie. Zalewam wodą , dodaję sok z 1/2 cytryny i gotuję ok 10 min. Miksuję, tak nie do końca dokładnie. Doprawiam solą, pieprzem, szczyptą cukru i ewentualnie sokiem z cytryny. I zabielam śmietaną. Osobno gotuję ziemiaki, które dodaję do talerza z zupą.
Przelane wrzątkiem młode liście pokrzywy dodaję do twarożku razem z rzodkiewką, szczypiorkiem i ogórkiem a czasami z dodatkiem jajka, albo do każdej surówki obiadowej pokrojone w paseczki.
Np. sałata, ogórek, szalotka, mniszek, pokrzywa i rzodkiewka doprawione solą i śmietaną wymieszaną z pesto z czosnku niedźwiedziego:
A to moje pokrzywisko:
wtorek, 3 maja 2016
Majówka
Majówka to wspaniałe określenie, kojarzące się z dniami wolnymi od pracy, zazwyczaj jest ich nieco więcej niż tradycyjny weekend. Jest to również taki tradycyjny początek sezonu głównie grilowego i dobrze by było aby było słonecznie, pięknie i miło. Ale przede wszystkim majówka w takim wydaniu jest szczególnie atrakcyjna dla osób aktywnych zawodowo.
Pamiętam jak jeszcze pracowałam, czekało się na ten wyjątkowy czas, liczyło się dni wolne i kombinowało aby je możliwie wydłużyć. Planowało się również różne atrakcje aby był to czas odmienny od typowego weekendu.
W moim przypadku były to wypady w Bieszczady, które uważam za najpiękniejsze na świecie.
Przede wszystkim niedalekie a jakże urocze. Jest tam wszystko co potrzeba do udanego wypoczynku i dla ducha i dla ciała czyli woda, las, góry i piękna w większości dzika przyroda. Nie wspomnając już o pięknych krajobrazach.
Ja oprócz podziwiania piękna przyrody uwielbiam odwiedzać, zwiedzać i zagłębiać się w historię dawnych budowli i nie tylko. Dlatego każdy wyjazd miał swój cel. Tym celem podróży były zamki, dwory, klasztory zarówno te odnowione i te popadłe ruinę. Każdy z nich jest inny i ma niemniej fascynującą historię. W Bieszczadach i przyległych okolicach jest ich wystarczająco dużo aby mieć za każdym razem coś innego do podziwiania.
W Zagórzu są przepiękne, zachowane ruiny klasztoru, w Odrzykoniu zamek Aleksandra Fredry z historią po części opisaną w Zemście i cudowny widok na San z ruin zamku w Sobieniu. To tylko niektóre a jest tego mnóstwo.
Czasami ze znajomymi wynajmowaliśmy domek w Hrewcie, czasami były to wypady jednodniowe nad Solinę czy do Myczkowiec połączone z podziwianiem pięknych okolic. Czasami wyjazd na pysznego pstrąga do Terki. No i oczywiście był czas na grilowanie . Byliśmy i jesteśmy w tej szczęśliwej sytuacji, że gril był rozpalany właściwie w każdy weekend i nie musiała to być koniecznie majówka.
Od kiedy mam Chabaziewo właściwie wszystko się zmieniło, bo ząstąpił mi to wszystko co wcześniej musiałam szukać. I każdą wolną chwilę spędzam właśnie tutaj .
A od kiedy zakończyłam aktywność zawodową, magiczne słowo majówka straciło swoją moc.
Dla mnie wszystkie weekendy są jedną wielką majówką, każdy jest inny, każdy jest wspaniały i nigdy się nie nudzę.
Dzisiaj np. rankiem wstałam, o godz.szóstej, co było nie do pomyślenia w minionych latach, wyszłam za próg i zobaczyłam piękne słoneczko , bezchmurne niebo i śpiew ptaków. Czego więcej do szczęścia potrzeba????
A do tego piękna przyroda ;
Pamiętam jak jeszcze pracowałam, czekało się na ten wyjątkowy czas, liczyło się dni wolne i kombinowało aby je możliwie wydłużyć. Planowało się również różne atrakcje aby był to czas odmienny od typowego weekendu.
W moim przypadku były to wypady w Bieszczady, które uważam za najpiękniejsze na świecie.
Przede wszystkim niedalekie a jakże urocze. Jest tam wszystko co potrzeba do udanego wypoczynku i dla ducha i dla ciała czyli woda, las, góry i piękna w większości dzika przyroda. Nie wspomnając już o pięknych krajobrazach.
Ja oprócz podziwiania piękna przyrody uwielbiam odwiedzać, zwiedzać i zagłębiać się w historię dawnych budowli i nie tylko. Dlatego każdy wyjazd miał swój cel. Tym celem podróży były zamki, dwory, klasztory zarówno te odnowione i te popadłe ruinę. Każdy z nich jest inny i ma niemniej fascynującą historię. W Bieszczadach i przyległych okolicach jest ich wystarczająco dużo aby mieć za każdym razem coś innego do podziwiania.
W Zagórzu są przepiękne, zachowane ruiny klasztoru, w Odrzykoniu zamek Aleksandra Fredry z historią po części opisaną w Zemście i cudowny widok na San z ruin zamku w Sobieniu. To tylko niektóre a jest tego mnóstwo.
Czasami ze znajomymi wynajmowaliśmy domek w Hrewcie, czasami były to wypady jednodniowe nad Solinę czy do Myczkowiec połączone z podziwianiem pięknych okolic. Czasami wyjazd na pysznego pstrąga do Terki. No i oczywiście był czas na grilowanie . Byliśmy i jesteśmy w tej szczęśliwej sytuacji, że gril był rozpalany właściwie w każdy weekend i nie musiała to być koniecznie majówka.
Od kiedy mam Chabaziewo właściwie wszystko się zmieniło, bo ząstąpił mi to wszystko co wcześniej musiałam szukać. I każdą wolną chwilę spędzam właśnie tutaj .
A od kiedy zakończyłam aktywność zawodową, magiczne słowo majówka straciło swoją moc.
Dla mnie wszystkie weekendy są jedną wielką majówką, każdy jest inny, każdy jest wspaniały i nigdy się nie nudzę.
Dzisiaj np. rankiem wstałam, o godz.szóstej, co było nie do pomyślenia w minionych latach, wyszłam za próg i zobaczyłam piękne słoneczko , bezchmurne niebo i śpiew ptaków. Czego więcej do szczęścia potrzeba????
A do tego piękna przyroda ;
Subskrybuj:
Posty (Atom)