W grudniu, jeszcze przed Świętami, kiedy byliśmy w Chabaziewie poprzednim razem przygotowaliśmy sobie świąteczny nastrój; wewnątrz i na zewnątrz. Byliśmy pewni, że uda nam się jakoś przyjechać jeszcze w karnawale. I udało się, choć z przygodami. No ale gdyby ich nie było życie by było zdecydowanie nudniejsze i smutniejsze.
Zrobiliśmy sobie choinkę ekologiczną w myśl zasady; chrońmy lasy , ubrałam ją i jestem do tej pory nią zachwycona:
Jest ona idealna, skromna, prosta, zajmuje mało miejsca i jest całkowicie naturalna no może poza światełkami ale za to są one dość wiekowe. Pamietają czasy rozkwitu PRL-u i zostały zakupione razem z domem. Tutaj nie widać dobrze ale są to kolorowe ( czerwone i żółte ) dzwonki z malutkimi również kolorowymi żaróweczkami.
Postanowiłam, że naszą "choinkę" rozbierzemy i przechowamy szkielet do następnego roku.
Ponieważ w kuchni spędzam najwięcej czasu więc aby było miło również ją udekorowałam na świąteczną nutę:
Ta makata na ścianie to stała dekoracja. Znalezliśmy ją zakurzoną, pomiętą na strychu. Delikatnie ją wyprałam, mąż troszkę zatuszował ubytki i znalazła swoje miejsce na pustej ścianie. Kiedyś takie makaty wisiały nad łóżkiem i u mnie też tak jest.
Jeszcze są jedne światełka, które zostały po poprzednikach i pewnie też z tego okresu co poprzednie.
Jest to migająca i zmieniająca kolory gwiazda. Ta gwiazda ma już swoją historię. Mąż od kilku lat próbował ją z lepszym lub gorszym skutkiem uruchomić. Trochę to trwało, bo raz migać nie chciała to znów świeciła tylko jej część. Wreszcie jak udało ją się naprawić, nasz Niuniek w młodych latach zainteresował się nią i zanim spostrzegliśmy co się święci było już leciutko za późno. No i znów od nowa powtórzył się cykl napraw ale w tym roku zabłysła w kuchni na oknie w pełnej krasie.
Oto ona w pół okazałości:
tak szybko zmienia się światło, że trudno uchwycić ją w całej okazałości.
Tak, że ogólnie panuje miła poświąteczna atmosfera i w domu i na zewnątrz. Niestety, nie posiadłam jeszcze wystarczających umiejętności robienia zdjęć w ciemności i na razie nie mam czym się pochwalić.
Ale dom jest udekorowany kurtynami i soplami świetlnymi, zmieniającym kolory wężem świetlnym no i na choince zawiesiliśmy świecące kule. Tak, że żywą choinkę też mamy ale na zewnątrz.
Właśnie dzisiaj trochę się ociepliło, w granicach zera stopni, a to wystarczyło abyśmy ponownie zostali zasypani. Tym razem śniegiem z dachu:
Tutaj gdzie ta łopata, a raczej trzonek łopaty, jeszcze chwilę temu była ścieżka, którą zrobiliśmy po przyjeździe, a teraz zaległa w tym miejscu sterta śniegu. No i trzeba będzie ponownie brać się za odśnieżanie. Ale co tam, ruch to zdrowie a więc do roboty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz