Witam w Chabaziewie

Witam w Chabaziewie

niedziela, 17 września 2017

Dzierganie i rydzowanie

Oj jak pada, oj jaki jaki brzydki ten niedzielny poranek i nie zanosi się, parząc na niebo o jakąś radykalną zmianę. Powiedziała bym nawet, że na żadną. Ale trudno, w domu też mam co robić i to wcale nie z konieczności ale z miłości a mówię tutaj o szydełkowaniu. Deszcz obija się o dach a ja w ciepełku sobie szydełkuję, kończę kolejną parasolkę. A międzyczasie udało mi się zakończyć firankę:


to taki świeżaczek, jeszcze nie prany i nie blokowany. Pozuje tylko do zdjęcia.

No i wreszcie udało mi się odkryć tajniki robienia baniek na choinkę, bo już Święta tuż, tuż i należy pomyśleć o dekoracjach;

do tej pory miałam problem z ogarnięciem tego tematu, ale na tą chwilę wydaje się, że jestem, jak to się mówi w domu.
Oprócz tego pomysłów mam mnóstwo na jesienne i zimowe wieczory a wszystko to dzięki grupom na FB do których należę. W życiu bym nie przypuszczała, że takie piękne rzeczy można robić , np parasolki



 chociaż dziergam właściwie od urodzenia 😊😋. Ale o tym w swoim czasie.

Ale żeby nie było, że tylko dzierganie i dzierganie to mimo tak brzydkiego weekendu przyszły do nas rydze i od razu skojarzyła mi się piosenka Heleny Majdaniec ;

i w rytmie tej piosenki zabraliśmy się do roboty; czyli mycia, segregowania i kiszenia.

A było tego dość sporo, to tylko drobna część:


Z rydzami to akurat jak tylko jest wysyp nie ma problemu, bo tutejsi ludziska traktują go jako jakąś podkategorię i po prostu nie zbierają
Ja przyznam się, że również za nimi nie przepadam ale za to mój mąż pochłania je pod każdą postacią.
Mają one taki dziwny smak,który nie każdemu pasuje. Ale jak się je zamarynuje to jest OK i nawet ja nie mam nic przeciwko.
Teraz jest ich tak dużo, że będą kiszone. Chyba 3 lata temu po raz pierwszy ukisiłam i wyszły super, jeszcze na Święta Wielkanocne były jedzone. Od tej pory, czyli przez 2 lata nie było wysypu no i teraz obrodziło.

A mój przepis na kiszone rydze jest taki: Przygotowuję gliniany garnek ; myję i wyparzam.
Rydze po oczyszczeniu wrzucam na lekko osolony wrzątek i zagotowuję przez 2 -3 min . Wyjmuję, studzę i układam, a raczej mąż układa - bo to Jego przysmak, w gliniaku blaszkami do góry. Każdą warstwę należy posolić. Można dodawać pokrojoną cebulę.
Na koniec ugnieść i obciążyć jakimś ciężarkiem. Po ok 2 dniach powinien wydzielić się sok a jeżeli nie to wlewamy trochę osolonej wody. Rydze muszą być pokryte wodą. I na tym koniec. Po ok 3 tygodniach są już ukiszone. Ja je wynoszę do chłodnej piwnicy i tam sobie stoją aż całkiem znikną.

Powoli powstają warstwy i pokiszą się w kuchni a potem wylądują w piwnicy.

niedziela, 10 września 2017

Drugie wędzenie ale nie tylko

No to poszliśmy za falą, czyli kolejne testowanie i zbieranie doświadczenia w wędzarniczej sztuce. Tym razem postawiliśmy na skrzydełka. Procedura podobna do ćwiartek ale....
nie ma parzenia pierwszego tylko od razu moczenie w solance, ale słabszej ( 5 dkg soli / 1 l wody ) moczenie przez noc ( 12 godzin ), suszenie i wędzenie. Wędziliśmy razem z ćwiartkami, tak dobrze poszło poprzednio, że trzeba było powtórzyć, tylko pół godziny krócej.
I takie sobie wyszły po wyjęciu z wędzarni

i teraz dopiero było parzenie, jak przy ćwiartkach http://kocham-wies.blogspot.com/2017/09/pierwsze-wedzenie.html

Na tym nie koniec. Pokusiliśmy się spróbować uwędzić białą, surową kiełbasę, tak na próbę i oczywiście dla zdobycia bezcennego doświadczenia. Uwędziła się fajnie ale niestety do prawdziwej kiełbasy swojskiej jej daleko. Ale chcieliśmy sprawdzić jak w końcu wygląda to wędzenie, bo studiując przepisy ma się jeszcze większy mętlik w głowie niż przed. Tak, że był to eksperyment na żywym organiźmie i już wiemy, że nie potrzeba walczyć z wędzeniem i suszeniem kilka dni a wszystko da się zamknąć w ciągu jednego.
I nasza biała - wędzona kiełbaska;

wisi sobie i pachnie w kuchni.

Ale na tym nie koniec, eksperymentów kulinarnych było więcej, a jeden nawet wybuchowy, myślę tutaj o kwasie chlebowym. Co prawda późno zabraliśmy się za niego, bo powinien gasić pragnienie w upalne dni lata, no ale przynajmniej zdobyta wiedza na przyszłość się przyda.

Zakupiłam bochenek razowego chleba, przyznam się że nie było to łatwe, ale dałam radę. Pokroiłam na kromki i przypiekłam w piekarniku ( niektóre nawet dość znacznie ). Po upieczeniu było tego 0,5 kg.
Zagotowała 5 litrów wody i wrzątkiem zalałam chleb w kamionce. Postawiłam w ciepłym miejscu, na słoneczku, i tak się moczył się 24 godziny. Po tym czasie przecedziłam i odcisnęłam przez gazę chleb.

I dalej, bierzemy 4 dkg świeżych drożdży, rozkruszamy do miseczki dodajemy łyżeczkę cukru i odrobinę ciepłej wody. Mieszamy i odstawiamy na 10 min. W międzyczasie rozpuszczamy 15 dkg cukru w gorącej wodzie. Wszystko wlewamy do kwasu, mieszamy i przelewamy do butelek. Przechowujemy w chłodnym miejscu i po 3 - 4 dniach możemy zabrać się do degustacji. Ale tutaj należy zachować szczególne środki ostrożności, można powiedzieć, że jest to mieszanka wybuchowa😉. U mnie tak to wyglądało:

a potem lejeczek i z powrotem do butelki.


Do butelki wrzuciłam rodzynki, można też dodać więcej cukru jak kto woli. Ja np wlewam troszkę soku malinowego do szklaneczki  i jest super.

A jeśli chodzi o kwas chlebowy, to poza tym że gasił wyśmienicie pragnienie naszym antenatom, nam również powinien, ma on wiele prozdrowotnych właściwości m.in reguluje trawienie, wzmacnia odporność, oczyszcza organizm. Dawniej był napojem leczniczym, który po sutych szlacheckich imprezach łagodził wszelakie dolegliwości żołądkowe. Obecnie również można go stosować aby złagodzić nadkwasotę i wzdęcia.

No i jeszcze coś na później, czyli pomidory w zalewie. Oczytałam się na fb jakie to dobre więc nie była bym sobą gdybym nie wypróbowała. Tak na początek tylko 3 słoiki, jak się sprawdzi przejdziemy na masówkę.

Wszystko widać w słoikach:

czyli wkładamy pomidory ( podobno co niektórym nie pękają jak je nakłujemy, mi niestety popękały ), po 2 plasterki cebuli, gorczycę, troszkę pieprzu. Zalewa; 1 litr wody, łyżeczka cukru, łyżka soli. Taką zalewą zalewamy pomidory i pasteryzujemy ok 10 min.

Podobno zalewa jest wyśmienita na kaca, szkoda że kilka lat wcześniej tego nie wiedziałam 😊

Tak, że tydzień upłynął pod znakiem eksperymentowania, ale przynajmniej nie było nudno, coś się działo a to oczekiwanie co z tego wyniknie jest bezcenne.

Tak, że aż pieski się zmęczyły i padły zgodnie






Dawniej kwas chlebowy był także napojem leczniczym, gdyż łagodził dręczące szlachtę po sutych ucztach dolegliwości. Także obecnie kwas chlebowy można stosować, by zlikwidować nadkwasotę, wzdęcia i inne zaburzenia trawienia - zwłaszcza po zjedzeniu tłustych i ciężkostrawnych potraw. Właściwości zdrowotne kwasu chlebowego wynikają głównie z tego, że jest on probiotykiem, tzn. zawiera bakterie kwasu mlekowego, dzięki czemu wspomaga i reguluje mikroflorę jelitową, wspomaga trawienie oraz przemianę materii. W związku z tym, że dobrze działa na przemianę materii, można go włączyć do diety odchudzającej, tym bardziej, że ma także właściwości oczyszczające organizm.

http://www.poradnikzdrowie.pl/zywienie/co-jesz/kwas-chlebowy-wlasciwosci-zdrowotne-przepis-na-kwas-chlebowy_38444.html
Dawniej kwas chlebowy był także napojem leczniczym, gdyż łagodził dręczące szlachtę po sutych ucztach dolegliwości. Także obecnie kwas chlebowy można stosować, by zlikwidować nadkwasotę, wzdęcia i inne zaburzenia trawienia - zwłaszcza po zjedzeniu tłustych i ciężkostrawnych potraw. Właściwości zdrowotne kwasu chlebowego wynikają głównie z tego, że jest on probiotykiem, tzn. zawiera bakterie kwasu mlekowego, dzięki czemu wspomaga i reguluje mikroflorę jelitową, wspomaga trawienie oraz przemianę materii. W związku z tym, że dobrze działa na przemianę materii, można go włączyć do diety odchudzającej, tym bardziej, że ma także właściwości oczyszczające organizm.

http://www.poradnikzdrowie.pl/zywienie/co-jesz/kwas-chlebowy-wlasciwosci-zdrowotne-przepis-na-kwas-chlebowy_38444.html





poniedziałek, 4 września 2017

Pierwsze wędzenie

No i stało się. Pomyśleliśmy sobie raz kozie śmierć i poszłam kupić 8 szt ćwiartek z kurczaka na dobry początek. Jakby coś poszło nie tak to mała strata. I rozpoczął się proces przygotowania do wędzenia. Przepis znaleziony oczywiście w internecie, kryterium - musiał być mało skomplikowany, no i jest.
A wędzarnia czeka;





zaraz do paleniska trafi drewno.



Ale po kolei;

1. Idziemy do sklepu i kupujemy surowiec, w tym przypadku trafiło na ćwiartki.

2. Do gotującej wody wrzucamy jarzyny ( marchewka, pietruszka, seler, cebula ) oraz udka i parzymy 40 min w temp. 80 st. C

3. Przygotowujemy solankę ( 10 dkg soli / 1 litr wody ) i moczymy w temperaturze pokojowej ok 12 godzin, najlepiej pozostawić na noc.

4. Rano wyjmujemy i suszymy ok 3 godz, w zależności od procesu schnięcia. Do tego użyliśmy kratki do grila.

5. I wędzimy;

1- 2 godzin w temperaturze 70 st C. Sprawdzaliśmy w tym czasie kolor a nam potrzebne były 2 godziny.

6. Wyjmujemy;

i wrzucamy do przygotowanego wrzątku, moczymy jak pkt 2 ale już bez jarzyn.

7. Wyjmujemy, jesteśmy zachwyceni i zajmujemy się konsumpcją.

Muszę przyznać, że próba wyszła znakomita; mięsko mięciutkie, fajnie uwędzone czy w przyszły weekend idziemy dalej z pomysłami.

Do wędzenia dorzuciłam jeszcze również eksperymentalnie boczek surowy. Natarłam go na 12 godzin mieszanką soli, jałowca, liścia laurowego i czosnkiem w łupinie. Wędził się razem z udkami i pozostawiliśmy go w wędzarni aż do rana. Będzie żurek z własnego zakwasu, który wreszcie mi wychodzi. A to dzięki siostrzeńcowi, który podzielił się ze mną sprawdzonym przepisem.
Na dobry początek zaczyn dostałam od Niego i dalej sama go dorabiam.
Miarka jest taka; 4 łyżki mąki do żurku + 4 łyżki mąki żytniej + dopełnienie dobrze ciepłą przegotowaną wodą. To jest porcja na słoik - 0,9 litra. Zakręcamy i czekamy aż zniknie piana i do lodówki.

Pierwsze spostrzeżenie po wędzeniu, które mnie zaskoczyło, oczywiście pozytywnie to to, że bardzo szybko uzyskaliśmy wymaganą temperaturę i wbrew pozorom mało zużyliśmy drewna. Czyli będzie to zajęcie na jesienne, pewnie coraz bardziej pochmurne i deszczowe dni.