Witam w Chabaziewie

Witam w Chabaziewie

niedziela, 28 lutego 2016

Spotkania

Po dwutygodniowym pobycie w Chabaziewie powróciłam do Rzeszowa. Bardzo nie lubię zmiany w tym kierunku, ale o tym już niejednokrotnie pisałam.
Od przyszłego weekendu przechodzę na wersję cotygodniowych, weekendowych wyjazdów na wieś. Taka sytuacja w takiej formie zazwyczaj trwa do końca kwietnia. Potem moje pobyty przechodzą w okresy tygodniowe aby w końcu przenieść się do Chabaziewa na okres letni z kilkudniowymi wypadami do Rzeszowa.
Jeżeli pogoda dopisze np. w kwietniu, to przewiduję możliwość przesunięcia okresu tygodniowych pobytów, bo pracy wczesnowiosennej mam bardzo, bardzo dużo. Są to w pierwszej kolejności głównie prace porządkowe ale również jest to czas na wysiewy, ścinania zeschłych chabaziów itd.
Kolejna czynność to palenie i wspaniały zapach unoszącego się nad okolicą dymu z ogniska.

Przez minione dwa tygodnie nic nie zrobiłam ze względu na psikusy pogodowe, a miałam zamiar troszkę się pogimnastykować.  Ale co się odwlecze to nie uciecze jak mówi przysłowie.

Teraz mam jeszcze zaległe sprawy w Rzeszowie a głównie to spotkania towarzyskie.
Przyjęłam taką zasadę , że w lecie - jesieni wszyscy znajomi, przyjaciele, rodzina mile są widziani w Chabaziewie i bardzo się cieszę z takich '' wpadów '' do mnie a ja z kolei składam rewizyty w okresie zimowym. I tak to mniej więcej funkcjonuje.

Wczoraj właśnie byłam na jednym z takich spotkań z przyjaciółkami jeszcze z okresu studiów. Wspaniałe są te wspóle chwile spędzone razem a jeszcze bardziej to, że tyle lat już trwają. Zawsze takie spotkania napawają mnie radością a poza tym  gadamy, wspominamy, śmiejemy się i dziwimy się jak zmienia się świat i nasze życie a my jesteśmy ciągle młode, przynajmniej duchem.
Pamiętam jak jedna z moich przyjaciółek dziwiła się, że prawie wyniosłam się na wieś, że świata nie widzę poza moimi psiakami, bo miałam ich już kilka ( post Mój mastiff ). Nie minęło kilka lat a Ona również wyniosła się na wieś i to dosłownie,  jest zachwycona tym faktem a kochanych psów ma aż dwa owczarki niemieckie.
To potwierdza moją wcześniej opisaną teorię, ( post Moje czasopochłaniacze )  że życie potrafi nas zaskoczyć i to tak, że nie jesteśmy w stanie nawet podejrzewać jak bardzo.   
Druga z przyjaciółek to z kolei kociara ale u niej ta przypadłość trwa już niezmiennie od lat ale teraz również w liczbie mnogiej. Zwłaszcza jeden z Jej kociaków jest piękny, szarobury z czarnymi plamami na sierści.
Jak widać zostałam przebita ilościowo w tym zwierzyńcu bo mam tylko jednego Niuńka ale za to w słusznych rozmiarach .


Tutaj z kolei spotkanie mojego Niuńka, z pieskiem sąsiadki - oj, żeby nie nadepnąć !!!

   

środa, 24 lutego 2016

Przyszła wiosna z niespodzianką

A to jej pierwsza oznaka:



Było to  21.02. po raz pierwszy podczas naszego pobytu w Chabaziewie był  piękny dzień. Po pierwsze a przede wszystkim wreszcie nie pada ( deszczem ) i  świeci słoneczko, niebo bezchmurne a temperatura oscyluje wokół 12 st.C. Mogłam przejść się po ogrodzie i poprzyglądać się przyrodzie budzącej się do życia.
I co zaobserwowałam; bez pęcznieje i lada moment pojawią się listyki, wiciokrzew również postanowił rozpocząć wiosenną wegetację no i ten śliczny kwiatuszek, to śnieżyczka. Żeby tylko nie chciała przyjść zima a zwłaszcza mróz.

Ponieważ był tak ładny dzień więc nie mogłam sobie odmówić choć odrobiny pogrzebania w ziemi.
Wyciągnęłam z piwnicy bulwy dalii ( georginii) i kanny. Przeglądnęłam je podzieliłam na mniejsze części i posadziałam w celu podpędzenia. Wykorzystałam do tego doniczki, miednice i inne dostępne pojemniki. Ziemię miałam już przygotowaną, to ta która została spulchniona przez krety, teraz została przynajmniej częśćowo zużyta .

A kilka dni później ( 24.02. ) kolejna niespodzianka tym razem taka:



W związku z tym, że temperatura jest dodatnia ok 2-3 st C i chwilkę jeszcze poświeciło słonko więc prawie cały śnieg wodą spłynął, tak że jest niezmierna ciapa.
Kiedyś sprawdzały się przysłowia ; luty szykuj buty, w marcu jak w garncu i kwiecień plecień bo przeplata trochę zimy trochę lata. Jak w takim razie potraktować koniec lutego w tym roku? Czy to już pogoda kwietniowa i dwa miesiące przesunęła nam się wiosna z przysłowia?
Dzięki tym postom i zapisanym obserwacjom pogodowym  będę mogła np. za rok ustalić czy to są już prawidła czy tylko wynik jakiegoś kaprysu pogodowego.

poniedziałek, 22 lutego 2016

Kuchnia - inaczej cd.

Długo zastanawiałam się jak poradzić sobie z tzw. ladą kuchenną aby była fajna, funkcjonalna, pasująca do całości i nietypowo - ciekawa. Trochę to trwało aż wymyśliłam. Ale zanim to nastąpiło wypatrzyłam płytki, dech mi zaparło na ich widok jak również na ich cenę. Płytki te koloru starej bieli z popękaniami i specjalnie zniszczonymi brzegami były po prostu piękne w starym stylu. Wiedziałam, że muszę je mieć. No i je mam,  kupiłam je chyba w ostatniej chwili, bo zniknęły z rynku. Jakieś dwa lata później dokupiłam już z problemami 3 dekory, które trzeba było ściągać z innych sklepów i dowiedziałam się, że to już ostatek. I właśnie te płytki wykorzystałam do'' obklejenia '' moich unikalnych mebli. Stolarz zrobił ich kontury po czym zostały ustawione i pokryte płytkami. Lada jest na tyle duża ( 2 m x 0,8 m ), że mieszczą się na niej wszystkie przyprawy i mnóstwo ziół . Lubię mieć ich dużo a nawet więcej niż potrzeba bo do większego sklepu jest ok. 6 km. a ja w kuchni często eksperymentuję i zdarza się że z nienacka przychodzi mi na to ochota.  Rolę drzwiczek zastępują zasłonki , które mają wersję letnią i zimową i przez to kuchnia jak kameleon zmienia się  w zależności od pory roku. Wersja zimowa to kuchenne ściereczki wykończone szeroką szydełkową koronką. Taki sam mebelek jest stojakiem dla zlewozmywaka. Pod ladami jest dużo miejsca co wykorzystałam jako schowek na różne produkty, naczynia , butlę gazową itp.
To jest wersja zimowa:

     

Nad ladą zawiesiłam kilka różnych metalowych półeczek i pojemników na przyprawy, które znalazłam oczywiście w Ikei.
Natomiast nad kuchnią kaflową wisi specjalną metalowa kratę z przeznaczeniem na podręczne przedmioty przydające się podczas gotowania. Są tam garnki, drewniane łyżki a na haczykach wiszą sitka, chochle, patelnia i inne . Na kuchni stoi stara ale odnowiona przez mojego męża waga i inne drobiazgi. ( zdięcie post: Moje Chabaziewo - smaczna kuchnia ).
 
Dopełnieniem atmosfery kuchni jest okno a na nim własnoręcznie zrobiona firanka i stół przykryty szydełkowym obrusem. Tutaj również przewidziana jest wersja letnia i zimowa, ta poniżej jest zimowa. Nad oknem zawiesiłam specjalną dekoracyjną listwę - półkę gdzie znalazły swoje miejsce moje nalewki i stare jeszcze puste butelki  wypatrzone na starociach i pchlim targu, które czekają na napełnienie. Ale wszystko w swoim czasie. 

  Kuchnia jest dosyć duża tak jak to kiedyś bywało ( ok 16 m2 ) , dlatego mogłam w niej pomieścić tyle rzeczy a jeszcze zostało dużo miejsca na swobodne się w niej poruszanie a nawet na niewielką imprezę.
Na podłodze położyłam chodniczki uplecione z resztek różnych nici czy też skrawków materiału. Takie pamiętam z dawnych lat i dlatego kojarzą mi się z dość odległą przeszłością. Oprócz tych skojarzeń są bardzo praktyczne bo w każdej chwili można je wyprać a u mnie to dość istotne ze względu na Niuńka.
Można je kupić oczywiście m.in. w Ikei.

sobota, 20 lutego 2016

Kuchnia - inaczej

Na początku pokażę niespodziankę, jaką rano zastałam.
Oto ona:


Niespodziewanie na kilka godzin przyszła zima do Chabaziewa i taki miałam właśnie widok z okna.
Oczywiście w godzinach popołudniowych śladu po niej nie było, ale zawitła.

Jak wcześniej pisałam kuchnia to moje królestwo. Od razu wyjaśnię, że nie zawsze i nie wszędzie tak bywało. Właśnie w Chabaziewie mam tą przypadłość, że uwielbiam w niej przebywać i nie tylko.
A w związku z tym, że jest to tak ważne miejsce starałam się ją urządzić po swojemu z zachowaniem kiedysiejszego wiejskiego klimatu. Kilka lat przed jej umeblowaniem miałam jej wizję i powoli, bez pośpiechu realizowałam krok po kroku te moje pomysły. Pomysły te na bieżąco ulegały również ewolucji i tak trwa to właściwie cały czas tylko teraz nie dotyczy to już mebli ale raczej detali. Oczywiście moja kuchnia to takie zderzenie starej wizji z nowoczesnością. Jest w niej mnóstwo przedmiotów zakupionych w Ikei ( gdzie bardzo lubię robić zakupy ).
Mówię często o wiejskim klimacie, ale prawdę powiedziawszy ten świat właściwie bezpowrotnie zaginął. To miasto przyszło na wieś i obecne domy niczym się nie różnią od tych miejskich. A w tych domach są miejskie kuchnie, pokoje, łazienki, balkony itd. Jedno co pozostało to tylko kuchnie kaflowe i to u starszych gospodyń i tzw. stojaki ( piece kaflowe w pokojach ) ale tylko w starych drewnianych domach, których jest zresztą już niewiele.

Ale wracając do sedna........... 
Kuchnię kaflową już wcześniej przedstawiłam. Teraz pora na pozostałe wyposażenie.
W wiejskich dawnych kuchniach meblem obowiązkowym było łóżko. Miało ono przeznaczenie raczej funkcjonalne niż dekoracyjne. Po prostu w kuchni zawsze było ciepło więc dlaczego tego nie wykorzystać i tutaj nie spać?  No i u mnie oczywiście jest ale raczej dekoracyjnie, chociaż czasem można i oczy przymknąć. Nabytku tego dokonałam oczywiście w Ikei. Jest piękne, metalowe, stylowe i takie jakie sobie wymyśliłam.

Kolejnym elementem umeblowania jest oczywiście kredens, który kiedyś również był stałym wyposażeniem kuchni. Jest w nim i na nim prawie wszystko co w kuchni być powinno, przynajmniej mojej, tak pod reką.  Pojemniki z cukrem, maką, solą, fasolą, ciecierzycą, suszymi grzybami itd. Jest również kilka słoiczków przetworów; m.in. różne konfitury np. z pigwy, wiśni, jabłek, chutney domowej roboty, polskie kapary. A wewnątrz zestaw różnych naczyń. Przeróżne talerze, talerzyki, miski, półmiski, szklanki, kubki i wiele innych koniecznych rzeczy. Jeszcze mam jedno dziwne skrzywienie. Ponieważ jak już niejednokrotnie wspominałam bardzo pobają mi się kwiatowe wzory i lubię starocie a tam jest tego raczej pod dostatkiem więc wpadłam na pomysł aby nie kupować kompletnych serwisów czy też jak to jest przyjęte ( albo było? ) po 6 sztuk naczyń tego samego rodzaju. Kupuję jedną - dwie sztuki i częściej mam radość z kupowania a u mnie jest kolorowo i wesoło.   
U mnie ta mała spiżarnia wygląda tak:
   cdn.

środa, 17 lutego 2016

Moje Chabaziewo - smaczna kuchnia

Kuchnia w Chabaziewie to moje ulubione miejsce i tutaj głównie w okresach jesienno - zimowych skupia się życie rodzinne i towarzyskie.
Tutaj wymyślam i testuje różne potrawy, produkuję sery, wędliny, w okresie letnim robię przetwory, wina, nalewki. Oczywiście wykorzystuję zawsze to co właśnie urosło. I tutaj nie ma monotoni bo każda pora roku, a nawet miesiąc przynosi coś innego.
Wiadomo w okresie jesienno - zimowym menu jest bardziej, że tak powiem pożywne ( co stwierdziłam na wadze łazienkowej ). Frajdę mi sprawia gotowanie tzw. niespodzianek.
Ostatnio np ugotowałam zupę gołąbkową. Przepis znalazłam w miesięczniku Gotuj krok po kroku. Nawiasem mówiąc fajne są tam przepisy. Ale wracając do zupy, jeżeli ktoś lubi gołąbki to powinien ją spróbować , jest pyszna, gęsta i zawiesista no i dość pożywna w sam raz na jednogarnkowe danie.

I tak potrzebne jest:
0,5 kg mięsa mielonego, 0,5 kg kapusty białej , 2 l bulionu warzywnego, 100 g ryżu, 2 duże cebule, marchewka, pietruszka, kawałek selera, passata pomidorowa, 2 liście laurowe, po 4 ziarenka ziela angielskiego i pieprzu,
doprawić; 1/2 łyżeczki pieprzu czarnego, 1/4 łyżeczki pieprzu cayenne i do smaku sól.
Ja dodałam jeszcze 2 ziemiaki, których nie ma w oryginalnym przepisie. Ale ja tak mam, że do prawie każdej zupy dodaję ziemiaki.
Cebulę rumienimy po czy dodajemy mięso i chwilę smażymy. Do garnka dajemy wszystkie pokrojone warzywa oprócz kapusty, mięso z cebulą i przyprawy i gotujemy do miękości, ok 20 min. Po tym czasie dodajemy ryż i poszatkowaną kapustę i gotujemy aż wszystko będzie miękkie, również ok 20 min. Wlać passatę i zagotować. I doprawiamy,  jest super, smacznego


A wszystkie moje fantastyczne potrawy przyrządzane są przy pomocy urządzenia, które było jednym z pierwszych, które musiało znaleźć się w kuchni. Nie wyobrażam sobie gotowania na czymś innym. W moim odczuciu wszystko jest smaczniejsze, od potraw przygotowanych na cywilizacyjnych wynalazkach.
I jeszcze ten nietuzinkowy kolor..............


 
 

niedziela, 14 lutego 2016

Pozimowy przegląd

Na początku z okazji Walentynek dużo miłości z Chabaziewa wszystkim którzy tutaj zagladają:





No wreszcie nadszedł długo oczekiwany dzień, wczoraj w godzinach około południowych przybyliśmy do Chabaziewa. Nie było nas tutaj półtora miesiąca więc jak wcześniej wspominałam moja tęsknota była niezmierna.

Pierwsze kroki jak zwykle w okresie zimowym skierowałam do termometru. I bilans jest taki; w domu 4 st. C ( i tak nie aż tak źle ) a na zewnątrz nieco cieplej bo 6 st. C. Mąż oczywiście zabrał się za intensywne palenie w piecach i dzięki temu dzisiaj temperatura osiągnęła już właściwy poziom czyli 18 stopni. Jedno co mnie zawsze zastanawia jak to się dzieje, że tutaj w drewninym domu przy tej temperaturze jest naprawdę ciepło a w domu murowanym w Rzeszowie czuć chłód. Czyżby ciepło ciepłu nie było równe?

Ja z kolei w tym czasie dokonałam przeglądu domu i ogrodu.
Nauczona doświadczeniem z roku ubiegłego przed wyjazdem z Chabaziewa początkiem stycznia przygotowałam pułapki na myszy ponieważ bardzo na jesień lubią mój dom zwłaszcza tak było w ubiegłym roku. Przez nie straciłam wówczas cały zestaw ręczników, bo te stworki zrobiły sobie w nich gniazda. Obecnie na szczęście uniknęłam przykrych niespodzianek.

Za to na zewnątrz jest niespodzianka o taka:





to są kretowiny.
Cały ogród tak wygląda.  Ale to nic, dobra ziemia przerobiona przez krety przyda się do kwiatków i na ziołową grządkę, a trawa uzupełni braki. W lecie również pojawiały się kretowiny ale wówczas na bieżąco działałam. Sprawdzony przeze mnie sposób na to zjawisko to umieszczenie w dziurce psiej sierści i przynajmniej to miejsce pozostawione zostaje w spokoju.
Psiej sierści mam pod dostatkiem. Najbardziej ten sposób walki z kretami podoba się mojemu psiakowi, ze zrozumiałych względów.



niedziela, 7 lutego 2016

Pora zrzucić kilogramy!!!!!

To prawdopodobnie ostatni weekend w Rzeszowie, bo od przyszłego zamierzam już jeździć do Chabaziewa, no chyba że zaskoczy nas śnieżna i mroźna zima.............
Na rozpoczęcie sezonu wybieramy się tam na dwa tygodnie, mam wiele rzeczy zaplanowanych więc na bieżaco będę pisać sprawozdania. Myślę,że znajdę również czas na pokazanie pozostałych co ciekawszych rozwiązań i pomysłów wewnątrz domu.

W związku z tym  ten weekend postanowiłam troszkę fizycznie popracować w Rzeszowie, bo potem to różnie może być. Ponieważ pogoda była dość ciepła więc od kilku dni nastrajałam się na mycie okien. Domownicy nie bardzo chcieli w to uwierzyć. Jest to dla mnie dość duże wyzwanie, bo jak wcześniej wspominałam sprzątanie nie jest moim ulubionym zajęciem a okna w szczególności.  Teraz czuję się bardzo, bardzo zadowolona bo plan został wykonany. Co za ulga !!!!

Ponadto podjęłam kolejne wyzwanie. Idzie wiosna więc pora zrzucić kilka kilogramów. Waga nieubłaganie wskazała efekty zimowego nieróbstwa, w sensie fizycznym, bo jednak spacery nie były w stanie spalić nadmiaru spożywanych słodkości i nie tylko.
Więc abym mogła w miarę normalnie szaleć po moich hektarach pora wziąć się za siebie.
Co roku właśnie na wiosnę próbuję zgubić kilka kilogramów stosując jakąś 1 -2 tygodniową dietę. I kilka kilogramów udaje mi się zgubić. Mój mąż nieodmiennie co roku się dziwi po co mi to, jak i tak z powrotem te kilogramy odzyskuję. Nawet zaczęłam się swego czasu zastanawiać nad sensem odchudzania skoro męczę się w czasie diety a tu pojawia się jo jo.  Ale córka przekonała mnie do słuszności tej decyzji stwierdzeniem; a skąd wiesz jak byś wyglądała bez odchudzania?  I faktycznie jak by nie było tych minusów wagi tylko same plusy to pewnie trudno by było mi się już poruszać, bo ziarnko do ziarnka..................i się odkłada. 
Czyli podsumowując, decyzja jest jak najbardziej słuszna.

Wiadomo, że do czegoś takiego należy dojrzeć więc już od teraz intensywnie myślę o niej, bo właściwa dieta rozpocznie się w marcu. Natomiast teraz jest okres dostosowawczy czyli na chwilę obecną zaopatrzyłam się w czerwoną herbatę ( m.in. ułatwia trawienie, przyśpiesza zamianę tłuszczów w energię, obniża poziom chlesterolu ), SlimFigurę 55+ Herbapolu i nie zakupiłam nic słodkiego. Obiecałam sobie, że w lutym nie kupię. Ponadto ograniczam tłuszcze, rezygnuję z białego pieczywa, przestaję się obżerać wieczorową porą, zmniejszam porcje i wprowadzam płatki owsiane do menu.

O płatkach owsianych i ich dobroczynnych właściwościach wiem już od dawna ale tylko wiem. Pora wprowadzić je do codziennej diety.
A te dobroczynne właściwości to : chronią przed miażdżycą i otyłością, powodują mniejsze wchłanianie tłuszczu, wpływają na obniżenie cholesterolu, pomagają utrzymać wagę, chronią serce itd ale to już wystarcza aby się do nich na stałe przekonać.  
 
Mój podstawowy przepis: wieczór 5 łyżek płatków owsianych zwykłych zalewam wodą na 30 min i zagotowuję. Rano odgrzewam z dodatkiem niewielkiej ilości mleka ( tyle, żeby się nie przypaliły ) i dodaję do nich : utarte jabłko lub inne owoce sezonowe lub mrożone, dobrze się sprawdzają pokrojone banany albo jogurt naturalny. Jeżeli chcemy pozwolić sobie na chwilę rozpusty to proponuję np. konfiturę wiśniową najlepiej domową lub inną albo np. jogobellę, pycha.

W internecie znalazłam super przepis pod tytułem Ciasteczka owsiane przyśpieszające metabolizm i je upiekłam, są bardzo dobre , bez cukru, bez mąki i błyskawicznie się je robi. Ja robiłam w termomiksie niecałą minutę + pieczenie.

Oto przepis na 12 ciasteczek:
- mielimy ( np w młynku do kawy ) 60 g płatków owsianych, 20 g semienia lnianego, 100 g słonecznika
( migdałów ) 
- przy pomocy robota mieszamy i dodajemy  : 260 g bananów ( 2 szt ), 50 g jabłka ( 1/2 szt ), 20 g sezamu, 20 g wiórek kokosowych, 1/3 łyżeczki kardamonu, 1/3 łyżeczki cynamonu, 5 g kakao,
- masę nakładamy do foremek ( u mnie jednorazowe ),
- rozgrzewamy piekarnik do 170 st C i pieczemy 17 minut
- dekorujemy, albo nie konfiturą, najlepiej domową.

a tutaj przed pieczeniem:
 i po pieczeniu:





czwartek, 4 lutego 2016

Begonie Chabaziowe

Nadszedł czas na begonie. Co roku mniej więcej o tej porze rozpoczynam z nimi przygodę, czyli sadzenie.  Z roku na rok przechowuję oczyszczone bulwy do kolejnego sezonu. Bardzo dobrze znoszą zimę w mojej chłodnej piwnicy. I właśnie teraz przychodzi czas na ich wysadzanie aby możliwie wcześnie zakwitły.
Przed posadzeniem moczę je w wodzie aby trochę napiły się , umieszczam w doniczkach i czekam na pierwsze listki. Wschody są bardzo nierównomierne więc trzeba uzbroić się w cierpliwość. Bywa tak, że  niektóre dopiero wybijają listki z ziemi w lecie.
Ale nie jest to dla mnie żadna przeszkoda, bo prędzej czy później wszystkie kwitną.
Niektóre z moich bulw są tak duże , że będę eksperymentować z ich podziałem czyli spróbuję rozmnożyć begonie. Wiedzę teoretyczną posiadłam; czyli należy bulwę rozciąć ale tak aby każda część miała pąk a miejsca cięcia należy zabezpieczyć węglem drzewnym aby ładnie się zagoiły . Myślę, że ta metoda jest łatwiejsza od rozmnażania z liścia ( moje próby spełzły na niczym - totalna porażka ).
Mimo, że mam kilkanaście bulw co roku powiększam swoją kolekcję o kilka kolejnych.

Begonie to jedne z moich ulubionych kwiatów doniczkowych, które na stałe zagościły w Chabaziewie.  Są mało wymagające, odporne na choroby i co dla mnie bardzo istotne to to, że bardzo dobrze znoszą suszę no i pięknie kwitną w różnych kolorach. Czasami jestem zmuszona, choć niechętnie,  zostawić je na kilka dni bez podlewania i wyśmienicie sobie radzą z chwilową suszą. Co jeszcze bardzo istotne to ślimaki się ich nie imają tak, że można nimi dekorować również najniższe partie w ogrodzie czyli trawnik.  
Docelowo sadzę je w drewnianych skrzynkach i wiklinowych koszach, wyglądają imponująco. Ich piękne kolory, wspaniałe kwiaty i różne formy ( zwisające lub bukietowe ) są prawdziwą ozdobą zacienionego tarasiku w zachodniej części domu. Ponieważ moja kolekcja ma tendencję wzrostową będę zmuszona znaleźć dla nich w tym roku więcej miejsca, ale to jest tylko przyjemność i co ważne -  tania. Tak jak wcześniej pisałam Chabaziewo jest jak kameleon, co roku się zmienia i to jest fascynujące od początku wszystko układać od nowa i inaczej.

To są moje ubiegłoroczne begonie, jak miło w zimie oglądnąć letnie klimaty :

Jeszcze dobra dla mnie wiadomość; moje niektóre pelargonie przeżyły nieplanowaną hibernację ( o czym wcześniej pisałam ) i będę mogła już niedługo zająć się przesadzaniem i rozmnażaniem ale o tym później.

A poza tym tak już się stęskniłam za Chabaziewem, że odliczam na palcach ten szczęśliwy dzień wyjazdu.