Uff, ale to był pracowity weekend, a właściwie nie tylko weekend ale jeszcze czwartek i piątek.
Tak jak zaplanowałam przyjechałam do Chabaziewa już w czwartek. Co prawda liczyłam na lepszą pogodę ale pewnie lepiej, że piątek był zimny i deszczowy bo dzisiaj to chyba bym się nie ruszała z przepracowania.
Niestety ja tak mam, że nie znam umiaru w pracach polowych. Jak się dorwę tej ziemi to nie wiem kiedy przestać, a zwłaszcza na wiosnę. Potem wszystko boli a ja się cieszę, że sobie pobabrałam w ziemi i założony plan wykonałam. Czasami ten plan jest przesadzony, ale zawsze jakiś jest i wówczas jakoś lepiej się czuję, tak bardziej zorganizowana. A teraz po zimie pracy jest co niemiara.
Teren mojego Chabaziewa jest dość duży, jest część ogrodzona i tereny przyległe i przynajmniej te najbliższe również staram się utrzymać w miarę należytym porządku.
Podzieliłam je tak ; moje właściwe Chabaziewo to teren ogrodzony, położony w jak ja to mówię w pół - kotlince. A dlatego w pół bo z jednej strony jest skarpa a z drugiej dolinka ze strumykiem a Chabaziewo leży pośrodku.
I tak, powyżej od strony południowej znajduje się właśnie skarpa na której, na wprost domu, rosną drzewa / krzewy ozdobne. Jest tam rozrośnięty jaśmin, liliowy bez , piękna kalina i orzech włoski. Ja posadziłam w latach ubiegłych żółty oczar, perukowiec kilka azalii i parę krzaczków jałowców. Tuż przy ogrodzeniu rosną różne piwonie a w roku ubiegłum posadziłam przy bzie powojnik, który powinien się piąć po nim i kwitnąć gdy lilak już przekwitnie. W tym roku powinna być inauguracja, bardzo jestem ciekawa efektu.
Posuwając się dalej jest niewielki sad. rosną tam stare odmiany wiśni i drobniutkie słodkie prawie czarne czereśnie, to są wg miejscowej gwary jagody, przepyszne do jedzenia i na jagodzankę.
No i krzewy owocowe; porzeczki czarne i czerwone, agrest, borówka amerykańska i aronia. Wyjatkowo uparta, ma już chyba z 6 lat i jeszcze nie zachciało jej się wydać owoców, do tej pory nie odkryłam dlaczego, być może sąsiedztwo pola uprawnego i nawozów jej nie służy?
Czyli jest tutaj miszmasz czyli wszystkiego po troszku.
Co roku oczywiście coś dosadzam. Teraz posadziłam np. agrest różowy i z drzewek ozdobnych śliwę wiśniową.
Do Chabaziewa prowadzi droga, niestety nieutwardzona ok. 500 m gminna ( ale to oddzielna historia ) i ok 150 m moja własna. I wzdłóż tej mojej sadzę z jednej strony krzewy ozdobne ( teraz posadziłam 6 szt. ), a z drugiej strony drogi posadzone są brzozy na razie bardzo młode.
Od strony wschodnio - południowej do ogrodzenia przylega niewielki lasek, a północny- wschód to właśnie powyżej wspomniana dolina a na jej dnie płynie niewielki strumyk. To właśnie tam kwitną na wiosnę przepiękne kaczeńce jak w nagłówku.
Tak, że jest koło czego się krzątać. Teraz krzątanina odbywała się głównie przy pomocy grabek. Nawet nie sądziłam, że zajmie mi to tyle czasu, ale wygrabione jest wszystko w Chabaziewie i zapanował przynajmniej na trawie i wśród krzewów względny porządek a ognisko paliło się od południa do wieczora.
Oczywiście posadziłam wszystkie zakupione wcześniej bulwy kwiatowe ( poprzedni post ) i wypikowałam pomidorki.
I jeszcze co zaobserwowałam? W tych pracach natrafiłam na taką oto jaszczurkę zwinkę, też już poczuła słoneczko wiosenne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz