Witam w Chabaziewie

Witam w Chabaziewie

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Sierpniowo - imprezowo

Oj tak, tak. Tak się złożyło, że cały sierpień przyeżdżali do mnie przemili goście. Każdy weekend, i nie tylko , był wesoły, przyjemny, pełen śmiechów, wspomnień do późnych godzin nocnych połączony z degustacją nalewek oczywiście mojej własnej roboty.

Można powiedzieć, że honorowym gościem podczas aż dwuch weekendów była cudowna, 2 - miesięczna  dziewczynka Liwia z rodziną mojego siostrzeńca.
Do rodziny zalicza się równie labradorka Tora czyli po prostu blondynka, która z kolei była gościem mojego Niuńka. Zaprzyjaźniła się z nim i razem spędzają upojne chwile, a to jedna z nich:


Były wspaniałe koleżanki Ewa i Ela, która co dwa lata przylatuje ze Stanów i zawsze u mnie się spotykamy. W tym roku udało się nawet z noclegiem, tak że gadałyśmy, gadałyśmy.....do późnych godzin nocnych.
To właśnie zdjęcie zrobiłam na pożegnanie, aż się łezka w oku zakręciła:

Nie lubię pożegnań, zresztą pewnie nie ja jedyna. Zawsze kojarzą mi się z jakimś końcem, melancholią i czekaniem na kolejny raz, czasem dość odległym. No ale cóż, przez ten czas można wspominać piękne chwile i czekać kolejnego spotkania.

Zawitała do mnie również serdeczna koleżanka Ewa z mężem na grilową kolację. Fantastyczne jest to, że znamy się jeszcze ze studiów, a nawet ciut wcześniej i do tej pory trwa nasza przyjaźń. I od czasu do czasu się spotykamy i stwierdzamy, że nic się nie zmieniamy to świat na około się zmienia a my ani trochę.

Były również przy okazji spotkań rozmowy na najbardziej obecnie intrygujący mnie temat czyli genealogii. Mój wój, kuzyn mojego taty jest skarbnicą wiedzy o przeszłości. Również był razem z ciocią naszym gościem. I przy okazji spotkania, jak zwykle wiele ciekawych faktów z przeszłości było poruszanych. Zresztą przy każdym spotkaniu tak sobie rozmawiamy, oglądamy stare zdjęcia a ja to wszystko staram się zapamietać i wykorzystać do przygotowywanej historii rodziny.

Rozmowy, rozmowami ale przecież żadna impreza nie odbyła by się bez specyfików kulinarnych.
Jak przystało na wieś atrakcją kulinarną numer jeden jest smalczyk, który zawsze w pierwszej kolejności ląduje na stole.
Smalczyk czyli; topię drobno pokrajaną słoninę , jak już się wytopi dodaję drobniutko pokrojony boczek wedzony ( ok połowę wagi słoniny ) . Znów topię, dodaję jedną cebulę pokrojoną w pióra a na koniec starte jabłko. Chwilkę smażę aby jabłko się rozgotowało. Doprawiam solą, pieprzem i majerankiem. I zawsze wychodzi pyszny.

Ponadto są sery własnej produkcji :


i sałatka - mix warzyw i kwiatów:

czyli wszystko co pod ręką i co rosnie w ogródku; sałata, ogórek, papryka, polskie kapary czyli marynowane nasiona nasturcji, kilka kwaałków sera ala feta a do dekoracji kwiaty nasturcji i ogórecznika. To wszystko pokropione oliwą i octem balsamicznym.

I jeszcze mam prawie codziennego gościa. Nie zwracając uwagi na Niuńka a czasem i Torę zaczął mnie odwiedzać mały kotek. Przychodzi codziennie, śmieję się że na śniadanko i kolację. Jest to kocie dość odważne i bojowe. Było już pierwsze spotkanie z psiakami.

to jest właśnie jego pozycja bojowa. Boczne ustawienie, ogon napuszony i wlepione ślepka w psa i tak stoją chwilę nieruchomo a potem pogoń. Oczywiście kocurek daje radę.


niedziela, 21 sierpnia 2016

Keczup, kozi ser i kurkuma

Pomiędzy pracami ogrodowymi, które sprowadzają się głównie do koszenia i obrywania przekwitłych kwiatów zajmuję się słoikowaniem czyli różnego rodzaju przetworami.

Ponieważ cukini mam olbrzymie ilości cały czas nadal kombinuję co jeszcze i właśnie natknęłam się na przepis:


Keczup z cukini

- 11/2 kg cukini,
- 3 duże czerwone papryki,
- 0,5 kg cebuli,
- 2 -3 słoiczki koncentratu pomidorowego,
- 1 szklanka cukru,
- 3/4 szklanki octu,
- 2 łyżeczki soli,
- po łyżeczce; curry, ostrej papryki, pieprzu, kurkumy.

Warzywa  oczyszczamy i kroimy w drobnę kostkę, Zasypujemy solą i pozostawiamy na 2 godziny.
Przesypujemy do wysokiego garnka i gotujemy ok 40 min. Po tym czasie blendujemy i doprawiamy pozostałymi składnikami.


I gotujemy ponownie 20 minut, od czasu do czasu mieszając.
Gorące przekładamy do wyparzonych słoiczków i gotowe.




Przepis jest już smakowany i jest fantastyczny, tak że wkrótce zabieram się za powtórkę.
Myślę również o kolejnych sałatkach z cukini ale dopiero zacznę poszukiwania kolejnych przepisów.
Na pewno będzie jeszcze nie raz gotowane leczo.
 
Ponieważ miesiąc sierpień w tym roku stoi pod znakiem imprez w Chabaziewie z dosłownym i przenośnym tego słowa znaczeniu więc biorę się również za niespodzianki.

Jedną z nich jest ser kozi, który właśnie dzisiaj postanowiłam zrobić. Mleczko oczywiście jest od tutejszych kóz.
Przepis podstawowy znajduje się tutaj ; Mój ser koryciński i nie tylko.

Tym razem podzieliłam powstały serek na dwa. Jeden włożyłam bez żadnych dodatków do solanki:

 a drugi, słodki obsypałam ziołami, w ramach eksperymentu.
Mam w swoich '' zbiorach '' przyprawę - 18 ziół Ojca Mateusz - i właśnie tą przyprawą użyłam do tego celu. I teraz sobie leżakuje na kratce a jutro to samo zrobię z drugą stroną.


Oprócz  mleka kupuję jeszcze gotowy kozi ser twarogowy, który wzbogacam różnymi dodatkami.
Pierwszy serek , który skosztowałam i który bardzo mi posmakował był z dodatkim jajka, cebuli i ogórka.
Od tej pory zaczęłam zaopatrywać się w kozi serek i mieszać go z różnymi dodatkami. I tak kolejne wersje to: cebula, jajko ( na tawardo )  i makrela w pomidorach albo cebulka i czosnek.
Oczywiście wszystkie wersje są doprawione śmietaną i solą, pieprzem, papryką i kurkumą.

Kurkuma powtarza się praktycznie we wszystkich moich przepisach od kiedy poznałam jej super zdrowotne właściwości. A to część z nich:
Ma właściwości przeciwzapalne, antyoksydacyjne, przeciwnowotworowe, przeciwwirusowe, przeciwbakteryjne, przeciwgrzybiczne i oczyszczające. Działa przeciwutleniająco, poprawia krążenie i chroni wątrobę. I to przekonało mnie, że nie zawadzi ją używać. A ponieważ lepiej się wchłania w towarzystwie oleju, pieprzu i papryki więc są one również moimi ulubionymi przyprawami.

niedziela, 14 sierpnia 2016

Zapraszam do Chabaziewa cz 2


Jak zawsze nasz Argon jest czujny, uważny i obserwujący co też dzieje się wokoło i jest jedyną w swoim rodzaju ozdobą Chabaziewa, prawda?



Wszystko ogarnia swoim wzrokiem i co bardzo istotne, nie jest przekupny. Nie ważne czy kogoś zna czy nie, zawsze daje znać, że ktoś się zbliża i czeka na naszą reakcję. Miłych i przyjaznych gości zawsze wita z radością. Ale o tym w kolejnym poście.

Ale kontynuując wycieczkę po Chabaziewie;
Tak jak nieraz wspominałam kwiaty są moją ulubioną ozdobą i wszystko co się da służy za kwietnik.

Jestem szczęśliwą posiadaczką dwóch starych sieczkarni, które zostały przeze mnie wyczyszczone, odmalowane i tchnięte nowym życiem co prawda innym niż wynika to z definicji. Ich obecne przeznaczenie to ozdoba, zasłużyły przecież na emeryturę. I znalazły swoje miejsce w ogrodzie.

Jedna stoi przy wierzbowej bramie, która prowadzi poza ogrodzenie. Wierzba została posadzona kilka lat temu właśnie aby utworzyć łukowatą, żywą bramę. Co kilka lat na wiosnę dość mocno ją przycinamy.
Na zdjęciu przy jednej odnodze bramy w dość zacienionym zakątku ogrodu ustawiona jest sieczkarnia otoczona kwiatami; z tyłu datura, na sieczkarni różowa, wisząca pelargonia o obok w starym, dziurawym garnku rośnie przezimowana fuksja.  Różowe odcienie kwiatów rozjaśniają ten zielony zakątek.


Druga sieczkarnia jest po przeciwnej stronie ogrodu, również ukryta w zieleni ale jest to słoneczne stanowisko. Tło tworzą dwa krzewy, niestety już nie kwitnące. Jeden to złotlin obsypany wczesnym latem mnóstwem żółtych kwiatów podobnych do pełnych różyczek. Drugi to tawuła wierzbolistna, która również zakończyła już kwitnienie a jej kwiaty to różowe wiechy, które są zakończeniem każdej gałęzi.
Na kole sieczkarni powiesiłam kwietnik z czerwoną pelargonią wiszącą.


Kolejny kwietnik to wyszperany na złomie stary rower. Z zaciekawieniem przyglądano mi się podczas tej wydobywczej czynności. Nie zważając na nic zapakowałam rower na przyczepkę i szczęśliwa dotarłam do Chabaziewa. Kolejna moja czynność to czyszczenie, malowanie i kwietnik gotowy. Oparty o płot wśród kwiatów znalazł w tym roku swoje miejsce ( w ubiegłym było inne ). Do kierownicy przymocowałam wiklinowy kosz z kwiatami. I tym sposobem uzyskałam kolejne urocze miejsce.


A na starym, trochę stylowym stoliku ustawiłam kwiaty a biały porcelanowy dzbanuszek dopełnia całości.
Tłem jest wiecznie zielona laurowiśnia i dalej właśnie kwitnący na liliowo hibiskus.


 Tuż przy jednym z wejść tzw. kuchennym, najczęściej używanym wita przybywających do Chabaziewa  niewielki ogródek. Tutaj to już istny misz masz różnokolorowych kwiatów z malwami na czele.
O ścianę domu oparłam stary drewniany płot, który stwarza ciekawy sielski klimat a pomiedzy kwiatami znalazły miejsce stare, zdobyczne drewniane kanki, niewielkie beczki no i oczywiście krasnalki.



I na koniec zjawisko, które nawiedziło Chabaziewo:

cdn

sobota, 6 sierpnia 2016

Letnie grzybobranie

Na wstępie muszę po raz kolejny pochwalić moją wnuczkę Klarę, która poniekąd czuwa nad moim blogiem. I tym razem zaktualizowała nagłówek zgodnie z porą roku ale teraz sama zrobiła zdjęcia, oczywiście wszystkie w Chabaziewie podczas wakacyjnego pobytu i pięknie je poukładała w letnią kwiatową mozaikę.    

W tym roku w okolicach Chabaziewa był istny wysyp grzybów. Lasy te szczególnie bogate są w borowiki ceglastopore tutaj funkcjonujące pod potoczną nazwą pociec.
Jest to grzybek twardy , podobny do borowika tylko ma rudy odcień a po rozkrojeniu sinieje.
Grzyby te rosną w górach a ponieważ tutaj jest górzyście więc jest ich mnóstwo.


Zdarzają się również również prawdziwki, ale są w zdecydowanej mniejszości.
To ta mieszanka grzybów jest przede wszystkim suszona, głównie z przeznaczeniem na uszka i pasztet grzybowy na Wigilię ale również do pysznych zup, sosów, bigosu itp. Nie wyobrażam sobie rosołu czy też żurku bez dodatku kilku grzybków suszonych.



Ale nie tylko suszę grzyby, zgodnie z moją zasadą, że jemy to co właśnie urośnie używam je do bieżącej konsumpcji; czyli są to przede wszystkim różne wariacje zup i sosów grzybowych. Zawsze przed dodaniem grzybów do dania głównego duszę je z cebulą na odrobinie masła. Wówczas w potrawie fajnie czuć ich smak .
A żeby jeszcze bardziej poczuć ten grzybowy wspaniały aromat czasem dodaję kilka suszonych grzybków.

 Ale na tym nie koniec, są również inne dania;

1. Frittata grzybowa, do jej przyrządzenia potrzeba w zależności od apetytu;

- 4 ugotowane i pokrojone w plasterki ziemniaki,
- cebula pokrojona w kostkę,
- laska kiełbasy,
- kawałek startego sera żółtego,
- 3 jajka,
- grzyby,
- odrobina mleka

Kiełbasę podsmażam. Grzyby z cebują duszę ok 15 min. Jak wystygną, wszystkie składniki mieszam w misce. Doprawiam solą, wegetą, pieprzem i wylewam na patelnię. Pod przykryciem, na małym ogniu podgrzewam aż do całkowitego ścięcia. Pycha. Oczywiście z dodatkami można eksrerymentować.

2. Placki grzybowe to ulubione danie mojego syna.

Do ich przyrządzenia potrzebne są nóżki grzybów im więcej tym lepiej bo nadmiar placów można mrozić.
A więc te nóżki gotuję w lekko osolonej wodzie ok 10-15 min. Odcedzam i mielę (tzn. mąż mieli ) przez maszynkę o dużych oczkach. A dalej postępuję tak jak z sznycelkami z mięsa mielonego. Czyli jajko, bułka tarta i przyprawy a potem smażenie. Palce lizać.

3. A na potem czyli na zimę robię grzybki marynowane,

Zalewa;
- 3 szklanki wody,
- 1 szklanka octu,
- 3 łyżeczki cukru,
- 11/2 łyżeczki soli
- po kilka ziaren pieprzu, ziela angielskiego,
- kilka liści laurowych,
- cebula

Oczyszczone grzyby gotuję w osolonej wodzie ok 15 min i przekładam do słoików.
Zalewę zagotowuję i gotuję kilka minut i zalewam nią grzyby. Pasteryzuję ok 20 min.
I gotowe.


Drugim grzybem, który rośnie tutaj w dużych ilościach jest gołąbek.
Jest on wyśmienity smażony na masełku jako dodatek do dania głównego.
Ostatnio troszkę pokombinowałam i przysmażone gąski pokroiłam w paski i dodatkowo poddusiłam z cebulą pokrojoną w półkrążki. Są jeszcze smaczniejsze niż solo.

Te po lewej stronie to właśnie gołąbki: