Oj tak, tak. Tak się złożyło, że cały sierpień przyeżdżali do mnie przemili goście. Każdy weekend, i nie tylko , był wesoły, przyjemny, pełen śmiechów, wspomnień do późnych godzin nocnych połączony z degustacją nalewek oczywiście mojej własnej roboty.
Można powiedzieć, że honorowym gościem podczas aż dwuch weekendów była cudowna, 2 - miesięczna dziewczynka Liwia z rodziną mojego siostrzeńca.
Do rodziny zalicza się równie labradorka Tora czyli po prostu blondynka, która z kolei była gościem mojego Niuńka. Zaprzyjaźniła się z nim i razem spędzają upojne chwile, a to jedna z nich:
Były wspaniałe koleżanki Ewa i Ela, która co dwa lata przylatuje ze Stanów i zawsze u mnie się spotykamy. W tym roku udało się nawet z noclegiem, tak że gadałyśmy, gadałyśmy.....do późnych godzin nocnych.
To właśnie zdjęcie zrobiłam na pożegnanie, aż się łezka w oku zakręciła:
Nie lubię pożegnań, zresztą pewnie nie ja jedyna. Zawsze kojarzą mi się z jakimś końcem, melancholią i czekaniem na kolejny raz, czasem dość odległym. No ale cóż, przez ten czas można wspominać piękne chwile i czekać kolejnego spotkania.
Zawitała do mnie również serdeczna koleżanka Ewa z mężem na grilową kolację. Fantastyczne jest to, że znamy się jeszcze ze studiów, a nawet ciut wcześniej i do tej pory trwa nasza przyjaźń. I od czasu do czasu się spotykamy i stwierdzamy, że nic się nie zmieniamy to świat na około się zmienia a my ani trochę.
Były również przy okazji spotkań rozmowy na najbardziej obecnie intrygujący mnie temat czyli genealogii. Mój wój, kuzyn mojego taty jest skarbnicą wiedzy o przeszłości. Również był razem z ciocią naszym gościem. I przy okazji spotkania, jak zwykle wiele ciekawych faktów z przeszłości było poruszanych. Zresztą przy każdym spotkaniu tak sobie rozmawiamy, oglądamy stare zdjęcia a ja to wszystko staram się zapamietać i wykorzystać do przygotowywanej historii rodziny.
Rozmowy, rozmowami ale przecież żadna impreza nie odbyła by się bez specyfików kulinarnych.
Jak przystało na wieś atrakcją kulinarną numer jeden jest smalczyk, który zawsze w pierwszej kolejności ląduje na stole.
Smalczyk czyli; topię drobno pokrajaną słoninę , jak już się wytopi dodaję drobniutko pokrojony boczek wedzony ( ok połowę wagi słoniny ) . Znów topię, dodaję jedną cebulę pokrojoną w pióra a na koniec starte jabłko. Chwilkę smażę aby jabłko się rozgotowało. Doprawiam solą, pieprzem i majerankiem. I zawsze wychodzi pyszny.
Ponadto są sery własnej produkcji :
i sałatka - mix warzyw i kwiatów:
czyli wszystko co pod ręką i co rosnie w ogródku; sałata, ogórek, papryka, polskie kapary czyli marynowane nasiona nasturcji, kilka kwaałków sera ala feta a do dekoracji kwiaty nasturcji i ogórecznika. To wszystko pokropione oliwą i octem balsamicznym.
I jeszcze mam prawie codziennego gościa. Nie zwracając uwagi na Niuńka a czasem i Torę zaczął mnie odwiedzać mały kotek. Przychodzi codziennie, śmieję się że na śniadanko i kolację. Jest to kocie dość odważne i bojowe. Było już pierwsze spotkanie z psiakami.
to jest właśnie jego pozycja bojowa. Boczne ustawienie, ogon napuszony i wlepione ślepka w psa i tak stoją chwilę nieruchomo a potem pogoń. Oczywiście kocurek daje radę.
Bardzo fajnie, że miałaś spotkanie z dawnymi przyjaciółkami.
OdpowiedzUsuńCzasem fajnie sobie powspominać ;D