Po dwutygodniowej przerwie w czwartek wieczorem przyjechaliśmy do Chabaziewa i widok był raczej przerażający. Wszystkie rośliny jakby się czegoś mocniejszego napiły, leżały powalone wiatrem, wodą i chyba chłodem.
Ale tego jeszcze mało bo nocą dodatkowo kolejny sprawca zrobił swoje;
Tak to jest szron, właśnie udało mi się go przydybać na gorącym uczynku w piątkowy poranek. Na termometrze -2 st.C i to wystarczyło aby dokończyć dzieła i ustawić mi pracę na kolejne dwa dni.
Tak rano wyglądały moje dalie, :
które jeszcze dwa tygodnie temu stały pięknie wyprostowane.
Nie było wyjścia jak zakasać rękawy i do roboty.
Wykopałam mieczyki, begonie, zabrałam się za wykopywanie dalii, wydarłam z ziemi groszek pachnący i zwarzoną nasturcję,:
czyli to co się najbardziej w oczy rzucało swoim paskudnym wyglądem.
Takiej sterty chabazi dawno nie widziałam. Nie mam pojęcia co z nimi zrobić bo wszystko mokre i palić się nie chce. Na razie zostawiłam tą stertnę mając nadzieję, że może choć trochę przeschnie.
No i tym sposobem przynajmniej w części uporałam się z porządkami, reszta kolejnym razem.
Ale jakbym pracy miała mało było też sadzenie:
Jedne cebule i bulwy idą zimować do piwnicy a drugie będą się hartować i zimować w ziemi.
W tym roku miałam zrezygnować z zakupów nowych cebulek, ale nie dało rady. Natrafiłam na takie promocje, że niestety nie mogłam się powstrzymać. I oczywiście musiało być tego w dużych ilościach.
Ale na tym nie koniec, bo w ramach tych promocji kupiłam czereśnię, aronie, pigwowca i bez.
Wszystko zostało posadzone, tak że mogę powiedzieć z czystym sumieniem, weekend fajnie, ogrodowo spędziłam, nawet męża udało mi się trochę rozruszać. Poskakał, to duża przenośnia, trochę po drabinie czyszcząc zatkane rynny.
Żeby mieć na to wszystko siły musiałam w międzyczasie coś szybko ugotować.
Była to dyżurna o tej porze roku zupa dyniowa ( przepis wcześniej ) a na drugie danie można powiedzieć było 2 w 1. Czyli ćwiartki kurczaka upieczone razem z ziemiakami:
Super szybkie danie, które również jest fantastyczne z tradycyjnego piekarnika. Potrzeba jeszcze przyprawę do ziemiaków, przyprawę do kurczaka i godzinę pieczenia w temperaturze 170 st.C.
Żeby miło mi się pracowało miałam za płotem odwiedziny jedyne w swoim rodzaju :
Sarnia rodzinka przyszła wygrzewać się do słoneczka w ten jesienny, słoneczny a jakże pracownity, przynajmniej dla mnie, dzień. Jedni pracują inni odpoczywają.....
A jutro.....ale o tym w kolejnym poście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz