Witam w Chabaziewie

Witam w Chabaziewie

niedziela, 12 lutego 2017

Wspomnienie lata cd

No i z powrotem Rzeszówek. Musiałam dużo tulić mojego stęsknionego Niuńka, który bardzo zle znosi moje wojaże. Nie chce jeść, siedzi na polu albo nieustannie patrzy na drzwi. O taki jest smutas z niego:

Ale już wróciła kochana pani uspokoił się i wyluzował. Poszliśmy na spacerek, tak że moja wina została odkupiona.
A pani czyli ja powróciła do przerwanego przeglądu zdjęć przypominających ubiegłoroczne lato. Poprzednio zatrzymałam się w początkowym jego okresie, teraz pora na pełnie lata.

Ale jeszcze muszę wspomnieć o łubinie, który kwitnie jeszcze w czerwcu i rośnie sobie w różnych miejscach. Sam się wysiewa, ale również pomagam mu w tym jak tylko utworzą się nasiona. Obrywam je i sypię gdzie popadnie. Lubię taki kwiatowy nieład, jednak muszę bardzo, bardzo uważać przy koszeniu.


 
Poza tym łubin kojarzy mi się z okresem dzieciństwa. I to nie dlatego, że gdzieś sobie rósł w pobliżu ale pamiętam go w domu w flakonie oraz przy okazji sypania kwiatków w Boże Ciało. Podobnie zresztą jak piwonie.
 

W wiejskim krajobrazie nie może zabraknąć również maków. Miałam kilka lat piękną bylinę - mak wschodni. Rósł sobie spokojne , cieszył oko pięknymi kwiatami, do czasu. W ubiegłym roku coś się zaczęło z nim dziać. Oglądałam go z wszystkich stron i zastanawiałam się co może być przyczyną jego więdnięcia. Podejrzewałam różnego rodzaju gryzonie ale nigdy Niuńka. Do chwili aż go przyłapałam na gorącym uczynku, zrobił sobie z mojego maka toaletę. No i niestety na reanimację było już za późno.
Niemniej jednak aby nie mieć pustki w ogrodzie wysiałam maki jednoroczne i tym razem przyłapałam chyba trzmiela na gorącym, choć nieszkodliwym uczynku:


Całe lato w kilku miejscach kwitną róże. Są to różnokolorowe królowe lata. Nie powiem aby były to kwiaty mało absorbujące. Potrzebują dość dużej dawki pielęgnacji. Na wiosnę przycinam je i ganiam z nawozem. Potem chwilę oddechu. Jak zaczną wypuszczać młode pędy to przypelętają się mszyce. No i znów do roboty. W poprzednich latach pryskałam roztworem z czosnku i pomagało ale w poprzednim roku pewnie polubiły czosnek bo przestał działać i musiałam sięgnąć po chemię i to kilka razy. A tak chciałam wszystko eko.... Jak z mszycą się uporałam to znów dopadła je jakaś choroba grzybowa, mimo że zastosowałam już wcześniejsze opryski. Opadają listki, co prawda po ścięciu łysych łodyg róża rośnie, zieleni się i kwitnie dalej, ale o ile by była piękniejsza bez tych atrakcji.
Mimo wszystko nie wyobrażam sobie aby mogło ich zabraknąć:





Kolejną moją miłością jest malwa. Gdzie tylko się dało to ją posadziłam; pod płotem, pod oknem, pod altaną itd. Część kupiłam a część sama wyhodowałam. Oczywiście są w różnych kolorach począwszy od bieli poprzez różę a skończywszy na czerni.


I już na zdjęciu widać jak czai się rdza na liściach i to na pierwszym planie. To jest kolejny ból. Pomimo kilkukrotnych oprysków nie udało mi się jej do tej pory zwyciężyć. Zaczyna się od dolnych liści i idzie sobie powoli ale systematycznie do góry. Liście usychają, opadają i na jesień zostają na długich łodygach same kwiaty.
Ale się nie poddaję i myślę, że nadejdzie chwila kiedy pokonam rdzę.

Kolejne letnie piękności to lilie i liliowce. Właśnie w roku ubiegłym zamówiłam w internecie kilka różnokolorowych lilii, które dopiero się zadomowiły. Natomiast dobrze już osiadły w krajobrazie liliowce:

To one na pierwszym planie. Ciekawostką jest to, że pojedynczy kwiat utrzymuje się tylko jeden dzień, tak że dopiero jak się mocno ukorzenią i rozrosną stają się prawdziwą ozdobą. Wówczas mają dużo kwiatów i pąków i cieszą oko dość długo.
Na drugim planie, wzdłuż domu rośnie sobie kilka krzaczków lawendy. Wczesną wiosną mocno je przycinam aby zachowywały ładny kształt. Potem ślicznie i obficie kwitną dwa razy w lecie. Pierwsze kwitnienie czerwiec / lipiec , ścinam kwiaty, suszę je i wykorzystuję do różnych moich eksperymentów np. do mydełek, woreczków zapachowych itp.

No i oczywiście floksy, nieodzowny, kolejny wiejski kwiat. Rosną sobie przytulone do stodoły również w kilku kolorach. Pamiętam jak jako dziecko wyciągałam pojedyncze kwiatuszki z grona kwiatowego i ssałam słodziutki nektar. Zresztą nie tylko floksy były przedmiotem mojego zainteresowania, koniczyna też jest słodziutka. Najlepiej oczywiście znaleźć na takie eksperymenty miejsce czyściutkie z dala od wszelkich cywilizacyjnych zanieczyszczeń.


Rozpisałam się trochę, albo nawet bardziej niż trochę ale nie sposób wspomnieć jeszcze o nasturcji:

Roślina jednoroczna, kwitnąca w różnych odcieniach żółto - pomarańczowych i pięknie się krzewiąca.
Oprócz wizualnych walorów posiada walory kulinarne. Po przekwitnięciu obrywam jeszcze zielone nasiona i marynuję a'la kapary, są wyśmienite do różnego rodzaju sałatek o takiej np.


a kwiatki nasturcji i ogórecznika nie tylko zdobią ale również smakują.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz