W tym tygodniu najważniejszy dzień to 14 marzec i urodziny mojej starszej wnuczki Klary. No i proszę jak ten czas leci.
Przy tej okazji zawsze przypomina mi się sytuacja sprzed kilku lat, kiedy Klara miała 3 -4 latka.
Wówczas Święta Wielkanocne również były w marcu, więc postanowiłam przy tej okazji urządzić Jej urodziny. Zamówiłam tort. Po złożeniu sobie życzeń świątecznych i po śniadaniu przyszedł czas na tort oczywiście ze świeczkami i sto lat. Klara dzielnie słuchała naszych dźwięków a po zakończeniu przyszedł czas na dzielenie. I właśnie w tej chwili rozpoczęła się dla dziecka tragedia. Łzy przerażenia w oczkach, usteczka w podkówkę i cichutko padło zdanie ; a co dla mnie zostanie? Było to tak słodkie, tak zaskakujące, że wszyscy zgodnie stwierdziliśmy że nie lubimy tortów i w ogóle nie mamy na niego najmniejszej ochoty. Tym sposobem tort został ocalony, Klara zajadała się nim przez kilka dni pobytu ( u babci można ) a potem dzieła dokończyły ptaszki.
Na kolejne urodziny, zamówiłam dwa torty jeden dla Klary a drugi dla gości. A potem Klara podrosła i skończyły się tortowe perypetie.
A teraz będę się chwalić:
Udało mi się skończyć kolejne i ostatnie w tym sezonie puzzle:
Wiadomo wiejskość - sielskość przebija z niego na kilometr.
Wreszcie po około pół roku skończyłam obrus, średnica 2 metry;
Teraz dam na trochę spokój obrusom, bo złapałam kolejnego bakcyla, a mianowicie robię okrągłe ( na razie ) dywaniki. To jest pierwszy, wykonany ze sznurka ( do tej chwili nie wiedziałam, że coś takiego jest ):
Kolor wyszedł raczej kiepsko ale jest on stalowo - różowy, przeznaczony do łazienki w Chabaziewie.Tak się rozpędziłam, że drugi już jest na ukończeniu. A ponieważ izb jest kilka więc mam co robić w najbliższym czaso - okresie. A przy okazji zmieni się wystrój co niektórych pomieszczeń. Bo jak już nie raz wspominałam, że uwielbiam zmiany nie tylko te na zewnątrz ale również i wewnątrz.
I tak, jak zaznaczyłam na początku nie wiem w co ręce włożyć.
Bo tu jeszcze trzeba ogarnąć cały kilku - dzięsięcio - metrowy ogród w Chabaziewie. No i pobiegałam sobie po nim trochę w weekend. Posadziłam mirabelkę, agrest czerwony i różę pomarszczoną ( taką na przetwory ) w owocniaku. Wzdłuż drogi dojazdowej kilka krzaczków ozdobnych. Zadymiłam całą okolicę, przynajmniej tuta można to robić bez umiaru. Tak więc zapach trawy, ściętych pędów róży i lawendy unosił się do późnych godzin wieczornych.
W tym pędzie powsadzałam w ziemię ziarenka groszku pachnącego i rozpoczęłam budowę naturalnego wierzbowego płotu. Mam nadzieję, że jeszcze jest na tyle mokro, że zdoła się ukorzenić, bo to pierwszy etap tej mojej nowej budowli.
A na koniec mój własny zwiastun wiosny w pełni słońca:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz