Witam w Chabaziewie

Witam w Chabaziewie

niedziela, 21 maja 2017

Weekend z kurdybankem w tle

Pracowity to był weekend. Piękna słoneczna pogoda, na termometrze też sporo powyżej 20 st. C, można było troszkę nadgonić to co do tej pory się nie zrobiło.
Zajechałam do Chabaziewa zaopatrzona w kolejną dostawę roślinek kwitnących:


wszystko zakupione na bazarku. A tak swoją drogą, zawrotu głowy można dostać od takiej ilości pięknych kwiatów. Majątek też można stracić, w przypływie zakupowego szaleństwa, tak że muszę się bardzo pilnować. Zdecydowana większość znalazła miejsce w doniczkach i na razie przechowywane są w ustronnym miejscu aby mogły się zaaklimatyzować;.



to kilka z nich.

Co jak co ale trawsko rośnie najprędzej. Tak, że bubuzela poszła ostro w ruch, ale tym razem nie wytrzymała i odmówiła posłuszeństwa. Mąż coś tam majsterkował ale niestety na przyniosło to spodziewanego efektu. Jak ją włączyłam to zaraz się wyłączała i nie dało się kosić. I mąż zastosował swój własny patent, czyli przykręcił taki ścisk do guziczka - pstryczka, który odskakiwał i wyłączał maszynę .Po kilkuminutowym koszeniu poszły z niego dymy. Tak, że czeka mnie wydatek.
Tak wygląda spracowana bubuzela, widać osiągnęła już wiek emerytalny i może służyć jako eksponat muzealny a może wymyślę dla niej nowe życie ?



A co na obiad? myślałam, myślałam i wymyśliłam mój własny przepis na zupę kurdybankową. Zainspirowała mnie moja siostrzenica, znając moją duszę eksperymentatora kulinarnego, podesłała mi przepis. I postanowiłam również czegoś się dowiedzieć o tej roślince. A ponieważ jestem zaopatrzona w dość znaczną ilość książek, o ziołach również, więc nie miałam trudności z dostępem do wiedzy.

Ale po kolei, bluszczyk kurdybanek to roślinka, która chyba rośnie wszędzie a właściwie jest dość uciążliwym można powiedzieć chwastem, zresztą jak sama nazwa wskazuje. Rozpycha się przy pomocy dość długich łodyżek, które korzonkami przyczepiają się do podłoża i w dość krótkim czasie potrafi pokryć znaczną część rabaty czy łąki. Ma drobne niebieskie kwiatuszki w kształcie dzwoneczka:



U mnie rośnie wszędzie; przed wejściem do domu, na rabatkach, w pobliskich rowach, łąkach i jakby jej nie wyrywać to będzie na około kurdybankowo. Tak, że ze zbiorem nie ma żadnego problemu.

Ale okazuje się, że ten uciążliwy chwaścik jest bardzo zdrową i wszechstronną roślinką.
Ze względu na właściwości lecznicze, ale też na korzenny, lekko gorzki smak jest doskonałym dodatkiem  do wiosennych kuracji oczyszczających, Jego liście są znakomitym środkiem wzmacniającym, przyspieszającym przemianę materii, regulującym trawienie. Wspomaga wydzielanie żółci. Stosowanie tej rośliny jest wskazane przy skłonnościach do stanów zapalnych błony śluzowej żołądka i częstych infekcji dróg moczowych. ( źródło: Hanna Szymanderska, Z łąki na talerz )



Dlatego i ja postanowiłam wypróbować jego działanie, na żywym organizmie. Na pierwszy rzut poszła właśnie zupa.
Podeszłąm do tego dość ostrożnie, bo sama roślinka jest w smaku dość gorzka. Więc jak to się przełoży na smak zupy? Ugotowałam ją na wszelki wypadek oddzielnie i gorzki smak gdzieś znikł, chyba wyparował.

Do zupy użyłam wszystkiego co miałam pod ręką, a więc: marchewka, pietruszka, cebula / por i kilka ziemniaków.
Udałam się na moją przydomową grządeczkę ziołową i przyniosłam ; gałązkę lubczyku, kopru włoskiego, selera i pietruszki.
Mąż udał się na góreczkę i przyniósł troszkę szczawiu. No i już miałam wsad do zupy.


Na odrobinie oleju zeszkliłam cebulę, dodałam wodę z pokrojonymi warzywami a natki poobrywałam z listków związałam nitką i dodałam do gotowania. Dodałam torebeczkę - piramidki smaku do rosołu ( Lidl ), no i gotowałąm do miękkości warzyw. Kurdybanek i szczaw oddzielnie i przetarłąm przez sito i wlałam do wywaru. Doprawiłam do smaku wegetą i pieprzem i wlałąm śmietanę i wrzuciłam posiekane listki natek. Oddzielnie ugotowałam makaron. I koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz