Witam w Chabaziewie

Witam w Chabaziewie

niedziela, 25 czerwca 2017

Moje eksperymenty

Cisza, spokój i błogie lenistwo takie trochę w moim wykonaniu. Czyli, nieśpieszne koszenie, troszkę plewienia, troszkę grabkowania ale wszystko w tempie slow. A jeszcze w międzyczasie wykombinowałam pyszny obiad.
Zupka botwinkowa, zgodnie z zasadą co urośnie......
Pęczek botwinki, kilka buraczków i młodych ziemniaczków i w zasadzie to tyle jarzynek. Na ogródku rośnie lubczyk, koper włoski i seler więc wiązka zieleniny również znalazła się w garnczku.
I na koniec doprawienie; koncentrat Krakus, śmietana i kilka ząbków czosnku.

A na drugie danie przepis znalazłam na FB jest super i bardzo szybki w wykonaniu.
Klopsiki zapiekane z makaronem: mięso mielone mieszamy z przyprawą - Przepis na kotlety mielone z cebulką - Winiary ( wg przepisu na opakowaniu ) i robimy kulki.  Przygotowujemy sos pomidorowy : opakowanie sosu doprawiamy przyprawą do spagetti , vegetą i dolewamy 1/4 szklanki wody. W naczyniu żaroodpornym układamy; 1/3 sosu na spód, gniazda makaronu a na wierzch układamy kulki mięsne. I wszystko zalewamy resztą sosu. Pieczemy w piekarniku; 200 st C, ok 1 godzinę. Kilka minut przed końcem posypujemy serem żółtym.

a do tego sałatka z pomidora i rukoli ze śmietaną. No to by było na tyle tych obiadowych pyszności.

A wracając do kopru włoskiego.


Kupiłam sadzonki i posadziłam w ubiegłym rokuDo tej pory jakoś nie zwracałam na niego szczególnej uwagi ale odezwała się we mnie część duszy odpowiedzialna za eksperymenty. Tak, że znalazł się na mojej grządeczce. I w tym przypadku eksperyment udał się. Po pierwsze przezimował, po drugie cały czas rośnie ( nasz koper zerwiesz i koniec ) więc mam go zawsze no i po trzecie fajnie wygląda na grządce, taka mgiełka. Ma delikatny zapach anyżkowy, ale w gotowaniu gdzieś się on ulatnia. Tak, że jest super.

I jeszcze jeden eksperyment, który niestety jest z serii tych nieudanych, na razie.
Na FB znalazłam przepis jak można prosto zaszczepić różę. Oczywiście nie mogłam przejść wobec czegoś takiego obojętnie. Akurat podczas koszenia udało mi się skosić jedną gałązkę, więc przystąpiłam do dzieła.
Wzięłam ziemniaka, wywierciłam dziurkę i włożyłam w nią łodyżkę róży. Wsypałam ziemię do doniczki, ułożyłam na niej ziemniaka i zasypałam kolejną porcją ziemi. Podlałam i przykryłam obciętą plastikową butelką.


 I tak sobie stała prawie 3 tygodnie od czasu do czasu podlewana. Jakoś nic się nie zadziało. Więc ściągnęłam butelkę i zostawiłam. Po kilku dniach patrzę a tu coś wychodzi z ziemi, no jest róża, pomyślałam zadowolona. Ale wystarczyły dwa dni aby mnie sprowadzić na ziemię. Troszkę podrosło to coś, przyglądam się a to listki ziemniaka.

 Tak, że niechcący odkryłam nowy sposób hodowli ziemniaków. 😆😅😇
 Chyba źle zrobiłam, że nie oberwałam wszystkich liści z gałązki róży. Oczywiście nie poddaję się i powtarzam eksperyment ale tym razem z samą łodygą. Za ok dwa - trzy tygodnie okaże się czy zakładam hodowlę ziemniaków czy róż.

niedziela, 18 czerwca 2017

Tuti - fruti

Nadszedł czas na rozpoczęcie wykorzystywania tego co sezonowe.
A na tą chwilę pojawiły się truskawki, co prawda jeszcze troszkę za drogie na masowe przetwory ale do bieżącego użycia jak najbardziej.
Kaszka manna z truskawkami. palce lizać albo nawet same truskawki ze śmietaną.
A ja postanowiłam zabrać się za nalewkę, dawno takiej nie robiła. Będzie to ratafia tuti fruti. Taka co za każdym razem wychodzi inna. Właściwie przepisów można znaleźć mnóstwo zarówno w literaturze jak i internecie, ale ja osobiście wolę tak: do słoja wsypuję po kolei owoce w miarę dojrzewania. Ilość dowolna a większe owoce kroję na mniejsze części. Każdą porcję zasypuję 2 - łyżkami cukru i zalewam alkoholem, procenty do wyboru. Alkohol powinien za każdym razem przykryć owoce. Ja będę wrzucać kolejne owoce przez 2 - 3 miesiące. Na koniec można ewentualnie dosłodzić jeżeli zajdzie taka potrzeba smakowa. Planuję we wrześniu już mieć komplet i pozostawić na dojrzewanie. A po ok 2 miesiącach będzie filtrowanie.
Na chwilę obecną wygląda ona tak:

czyli, truskawki zasypane cukrem i alkoholem.

Jak już mowa o przetworach, to na bieżące użycie ukisiłam kapustę ( 2,5 kg kapusty / 3 dkg soli ) i ogórki.

A w weekend przybyli goście i to nie tylko do nas ale także Niuńka nawiedziła blondynka . I były tańce, hulanki, swawole i przymilania :


a potem, o tak to wyglądało:




A co w ogródku?
Kwitnie naparstnica, w tym roku dość okazale. Posadziłam ją w roku ubiegłym i teraz się super rozkrzewiła. Rośnie sobie w półcienistym miejscu i wydaje się, że jest jej tutaj dobrze.



niedziela, 11 czerwca 2017

Wsiowo pomysłowo

Ślicznie, cieplutko, milutko. Ptaszki śpiewają, koguty pieją, sianokosy w pełni a w powietrzu unosi się mieszanka zapachów: dzikiego bzu:


jaśminu:



i  skoszonej trawy. I sielsko, anielsko i tak swojsko. Do tego jeszcze zaczyna kwitnąć lawenda i lewkonia. Czyli zapachów co niemiara. Ale tak zawsze kojarzyła mi się wieś. Wieś pachnie wspaniale, dla mnie zresztą o każdej porze roku i zawsze jest to niesamowita frajda dla zmysłów.

Przy okazji pochwalę się nowym moim wytworem, podpatrzonym w internecie. Oto niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju doniczka:

z na razie niepozornym kwiatuszkiem. Do jej wykonanie potrzebne były tylko dwie rzeczy, stary ręcznik i cement, no właściwie trzy bo jeszcze woda. Ręczników uszkodzonych jest u mnie kilka a to za przyczyną myszy, które pewniej śnieżnej zimy urządziły sobie w szufladzie gniazdo. I nie patrząc na przyzwoitość potraktowały równo kilka rączników przez środek. I wyszło coś podobnego bardziej lub mniej do sita. Nawet to widać na zdjęciu. Ale wracając do doniczki ; moczymy ręcznik w wodzie, do cementu dodajemy troszkę wody tak aby powstała taka naleśnikowa masa. I do tej masy wkładamy mokry ręcznik i  pokrywamy go dokładnie tą mazią. Wcześniej przygotowujemy sobie jakiś pojemnik ( donica, wiadro ) i nakładamy na niego ręcznik. Gdzieś to trzeba powiesić, u mnie na płocie, aby wyschło. Na drugi dzień już jest suche, ale aby całkowicie stężało trzeba jeszcze poczekać ok 2 dni. No i wypełniamy ziemią i sadzimy pięknego kwiatuszka.

Jeszcze jeden nabytek, również z wykorzystaniem rzeczy, której życie właściwie się już zakończyło.
Pewnie nie jest to pomysł oryginalny i powalający ale u mnie na realizację czekał około trzy lata, więc tym bardziej cieszy.
Jest to grill:

wykonany z bębna z pralki. Jest fantastyczny, niech się schowają sklepowe!!!! Solidny, duży i podobno nie do zdarcia.







poniedziałek, 5 czerwca 2017

Spacerek w plenerek

Najpierw kilka słów wyjaśnienia. Niestety nie udało mi się w ubiegłym tygodniu wysłać posta z dość banalnej przyczyny, ale dla mnie kluczowej. Sprawiłam sobie nową komórkę, wreszcie mogę nią robić fajne zdjęcia ( poprzednia była dość archaiczna). Napstrykałam ich trochę a tutaj pojawił się problem. Ta nowa komórka nie chciała zakumplować się z komputerem. I niestety, siedząc sobie cały tydzień w moim Chabaziewie byłam zdana tylko na siebie. A ja z elektroniką jak z chińszczyzną albo jeszcze gorzej.
No i stało się jak się stało.

Miała być tydzień temu będzie teraz, wycieczka po moich włościach, czyli co kwitnie i jak kwitnie. I super, że wreszcie oprócz chwastów, zielska i trawy zaczęły kwitnąć roślinki przeze mnie posadzone.


Pięknie kwitnie łubin, który jest ulubionym moim kwiatem wczesno- letnim. Rozsiałam go wszędzie. Co roku jak przekwitnie i wyschną jego nasionka, zbieram je i sieję gdzie popadnie. Za płotem, przed płotem i w każdym możliwym zakątku ogrodu.

Oczywiście nie mogło go zabraknąć we flakonie, bo przecież w domu też musi być łubinowo.

Rumian również pięknie zakwitł w sąsiedztwie łubinu. Bo również nie wyobrażam sobie aby mogło go zabraknąć w wiejskim ogrodzie.

 No a po przeciwnej, mniej słonecznej części ogrodu zrobiło się niebiesko:

Kwitną bławatki i miniaturowy bez a za chwilę rozwiną się kwiaty irysów, również w podobnej barwie. A pomiędzy nimi ciekawy świata wygląda krasnal. Bławaty również zawitały w moim ogrodzie w dużych ilościach. Te z kolei są bardzo żywotne i po prostu rozprzestrzeniają się w dość dużym tempie. Jak zauważyłam pięknie rosną i w pełnym słońcu i w półcienistej części ogrodu. Tak, że na jesień wyjdę z nimi za ogrodzenie. A w przyszłym roku będą również białe, to jest tegoroczne nasadzenie.

Chyba po raz pierwszy nie mogę nadziwić się różanecznikom. Choć prawdę powiedziawszy do końca wiem czy to nie azalie, rododendrony czy właśnie różaneczniki. Ale jak zwał tak zwał.....

Zakwitły obficie i na raz w różnych kolorach:

i nawet małe egzemplarze:

Mam ich kilkanaście sztuk i też w miejscu słonecznym i półcienistym i czują się dobrze w jednym i drugim. A w tym roku zaobserwowałam nawet, że doskonale sobie radzą po skoszeniu. Oczywiście nieopatrznie pozwoliłam mężowi skosić fragment ogrodu a rósł sobie tam taki niepozorny, niski różanecznik. No i stało się, został skoszony. Tym większe było moje zdziwienie, że po kilku dniach zaczął wypuszczać młode pędy. A to jest nowe odkrycie.
Podczas tygodnia nieodłącznym towarzyszem był Niuniek:

który bacznie obserwował każdy mój ruch. Ale do tej pory nie wiem czy to mnie pilnował, w celach w razie czego obronnych, czy raczej pilnował aby nie zostać sam.