Cisza, spokój i błogie lenistwo takie trochę w moim wykonaniu. Czyli, nieśpieszne koszenie, troszkę plewienia, troszkę grabkowania ale wszystko w tempie slow. A jeszcze w międzyczasie wykombinowałam pyszny obiad.
Zupka botwinkowa, zgodnie z zasadą co urośnie......
Pęczek botwinki, kilka buraczków i młodych ziemniaczków i w zasadzie to tyle jarzynek. Na ogródku rośnie lubczyk, koper włoski i seler więc wiązka zieleniny również znalazła się w garnczku.
I na koniec doprawienie; koncentrat Krakus, śmietana i kilka ząbków czosnku.
A na drugie danie przepis znalazłam na FB jest super i bardzo szybki w wykonaniu.
Klopsiki zapiekane z makaronem: mięso mielone mieszamy z przyprawą - Przepis na kotlety mielone z cebulką - Winiary ( wg przepisu na opakowaniu ) i robimy kulki. Przygotowujemy sos pomidorowy : opakowanie sosu doprawiamy przyprawą do spagetti , vegetą i dolewamy 1/4 szklanki wody. W naczyniu żaroodpornym układamy; 1/3 sosu na spód, gniazda makaronu a na wierzch układamy kulki mięsne. I wszystko zalewamy resztą sosu. Pieczemy w piekarniku; 200 st C, ok 1 godzinę. Kilka minut przed końcem posypujemy serem żółtym.
a do tego sałatka z pomidora i rukoli ze śmietaną. No to by było na tyle tych obiadowych pyszności.
A wracając do kopru włoskiego.
Kupiłam sadzonki i posadziłam w ubiegłym roku. Do tej pory jakoś nie zwracałam na niego szczególnej uwagi ale odezwała się we mnie część duszy odpowiedzialna za eksperymenty. Tak, że znalazł się na mojej grządeczce. I w tym przypadku eksperyment udał się. Po pierwsze przezimował, po drugie cały czas rośnie ( nasz koper zerwiesz i koniec ) więc mam go zawsze no i po trzecie fajnie wygląda na grządce, taka mgiełka. Ma delikatny zapach anyżkowy, ale w gotowaniu gdzieś się on ulatnia. Tak, że jest super.
I jeszcze jeden eksperyment, który niestety jest z serii tych nieudanych, na razie.
Na FB znalazłam przepis jak można prosto zaszczepić różę. Oczywiście nie mogłam przejść wobec czegoś takiego obojętnie. Akurat podczas koszenia udało mi się skosić jedną gałązkę, więc przystąpiłam do dzieła.
Wzięłam ziemniaka, wywierciłam dziurkę i włożyłam w nią łodyżkę róży. Wsypałam ziemię do doniczki, ułożyłam na niej ziemniaka i zasypałam kolejną porcją ziemi. Podlałam i przykryłam obciętą plastikową butelką.
I tak sobie stała prawie 3 tygodnie od czasu do czasu podlewana. Jakoś nic się nie zadziało. Więc ściągnęłam butelkę i zostawiłam. Po kilku dniach patrzę a tu coś wychodzi z ziemi, no jest róża, pomyślałam zadowolona. Ale wystarczyły dwa dni aby mnie sprowadzić na ziemię. Troszkę podrosło to coś, przyglądam się a to listki ziemniaka.
Tak, że niechcący odkryłam nowy sposób hodowli ziemniaków. 😆😅😇
Chyba źle zrobiłam, że nie oberwałam wszystkich liści z gałązki róży. Oczywiście nie poddaję się i powtarzam eksperyment ale tym razem z samą łodygą. Za ok dwa - trzy tygodnie okaże się czy zakładam hodowlę ziemniaków czy róż.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz