Ślicznie, cieplutko, milutko. Ptaszki śpiewają, koguty pieją, sianokosy w pełni a w powietrzu unosi się mieszanka zapachów: dzikiego bzu:
jaśminu:
i skoszonej trawy. I sielsko, anielsko i tak swojsko. Do tego jeszcze zaczyna kwitnąć lawenda i lewkonia. Czyli zapachów co niemiara. Ale tak zawsze kojarzyła mi się wieś. Wieś pachnie wspaniale, dla mnie zresztą o każdej porze roku i zawsze jest to niesamowita frajda dla zmysłów.
Przy okazji pochwalę się nowym moim wytworem, podpatrzonym w internecie. Oto niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju doniczka:
z na razie niepozornym kwiatuszkiem. Do jej wykonanie potrzebne były tylko dwie rzeczy, stary ręcznik i cement, no właściwie trzy bo jeszcze woda. Ręczników uszkodzonych jest u mnie kilka a to za przyczyną myszy, które pewniej śnieżnej zimy urządziły sobie w szufladzie gniazdo. I nie patrząc na przyzwoitość potraktowały równo kilka rączników przez środek. I wyszło coś podobnego bardziej lub mniej do sita. Nawet to widać na zdjęciu. Ale wracając do doniczki ; moczymy ręcznik w wodzie, do cementu dodajemy troszkę wody tak aby powstała taka naleśnikowa masa. I do tej masy wkładamy mokry ręcznik i pokrywamy go dokładnie tą mazią. Wcześniej przygotowujemy sobie jakiś pojemnik ( donica, wiadro ) i nakładamy na niego ręcznik. Gdzieś to trzeba powiesić, u mnie na płocie, aby wyschło. Na drugi dzień już jest suche, ale aby całkowicie stężało trzeba jeszcze poczekać ok 2 dni. No i wypełniamy ziemią i sadzimy pięknego kwiatuszka.
Jeszcze jeden nabytek, również z wykorzystaniem rzeczy, której życie właściwie się już zakończyło.
Pewnie nie jest to pomysł oryginalny i powalający ale u mnie na realizację czekał około trzy lata, więc tym bardziej cieszy.
Jest to grill:
wykonany z bębna z pralki. Jest fantastyczny, niech się schowają sklepowe!!!! Solidny, duży i podobno nie do zdarcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz