Witam w Chabaziewie

Witam w Chabaziewie

poniedziałek, 27 listopada 2017

Poprószyło

I to dosłownie;


nawet sanie przygotowane do wojaży, ale niestety konika brak. Jeszcze do roku ubiegłego był jeden w okolicy ale niestety i on zmienił gospodarza.

Ale wracając do pruszenia, nie wiem jak długo się utrzyma , wiem za to, że nie wszędzie ono występuje. Troszkę niżej w stronę wioski jest szaro - buro.
A ja rano przebudziwszy się takie widoki zastałam

Nie powiem abym za zimą tęskniła ale ten pierwszy śnieg raczej wywołuje u mnie coś pomiędzy radością a zadowoleniem. Dla mnie ideał to byłby taki a by zima, ta biała trwała około półtora miesiąca czyli w okolicach Świąt i Nowego Roku. Pewnie nie jestem w tym odosobniona.

Ale mimo wszystko staram się nie zwracać uwagi na gorsze strony zimy tylko wykorzystuję ten czas jak zwykle na obmyślanie strategii wiosenno - letniej, kuchenno wędzarnicze eksperymenty, puzzlowanie i tym podobne czynności.
Obecnie jestem na etapie przygotowywania do zimy Chabaziewa. Będę okrywać co wrażliwsze roślinki igliwiem i kombinować z dekoracjami.

A czasami zima potrafi sama zrobić najpiękniejszą dekorację:




Kilka lat temu wykombinowałam a właściwie odgrzebałam w pamięci babciny sposób na ocieplenie okien.
A wygląda on tak;

Pomiędzy stare okna skrzyniowe wkładam specjalnie do tego uszyty długi, wąski worek wypełniony sianem. W lecie po koszeniu suszę trawę, którą właśnie wykorzystuję w zimie do ocieplenia. Pamiętam właśnie że w ten sposób moja babcia zabezpieczała okna na zimę.

W poprzednim poście pisałam o zakupie pakowaczki próżniowej i muszę powiedzieć, że był to super zakup. Została wypróbowana i próba można rzec przerosła oczekiwania;

wyroby, łącznie z wędzonym serem ( na pierwszym planie ) wpakowałam w worki, wyniosłam do piwnicy i czekają sobie na ochotę lub odpowiedni moment. Pewnie tym momentem będą zbliżające się Święta. Fantastyczna sprawa, w piwnicy miejsca jest pod dostatkiem, gorzej było z lodówką.
Tak, że mogę wędzić i szynkowarować ile dusza zapragnie. I tak też zamierzam robić. Teraz zabrałam się za karkówkę, mam nadzieję że również zachwyci.





czwartek, 16 listopada 2017

Jesienne szynkowarowanie

Chyba ostatni rzut oka na jesienne wiejskie dekoracje 


 chryzantemy, bratki, dynia i resztka liści na wiciokrzewie zapraszają do wejścia do domu.
A w domu jesienne porządki, bo takie generalne robię dwa razy do roku, właśnie jesienią i drugie wiosną. Te jesienne kończą się świątecznymi dekoracjami. Na razie poszalałam po kuchni:

i szczególnie zachwyciła mnie nowa dekoracja okna. A dekoracja oczywiście; made hand tzn jeden z moich pochłaniaczy czasu czyli szydełko. I taki efekt. A na wiosnę szykuję nowe otwarcie, zima jest długo i trzeba czymś się zająć.


A co w garach piszczy?
Tym razem znów ujarzmiałam szynkowar i muszę powiedzieć, że moja druga próba wyszła rewelacyjnie. A na dodatek okazało się, że to jest proste jak drut. Wiadomo, że będę nadal udoskonalać moje wyroby ale już jestem bardzo zadowolona z efektów.

Ponownie zakupiłam szynkę, ok 1,5 kg , natarłam ją 3 dkg soli, wpakowałam do szynkowara i na tydzień do lodówki. Po tym czasie nastąpiło parzenie w temp 75 st.C do temperatury mięska 65 st.C.
Dobrze jest się zaopatrzyć w dwa termometry.


Trwało to ok 3 godzin. Na drugi dzień po ostygnięciu



tak wyglądało. Coś te zdjęcia nie najlepiej mi wychodzą ale słowo daję, że wygląda bardzo smakowicie i pysznie.

Jedno co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło to prostota. I aż się dziwię, że wcześniej nie zaprzyjaźniłam się z szynkwarem. A jak go już kupiłam to i tak stał sobie ponad pół roku i bałam się za niego zabrać. Teraz będę nadrabiać te zaległości. Przecież to same korzyści; smakowe, kosztowe i wiem co jem.

Tyle tego ostatnio produkuję, że zaczęłam mieć problem przechowywaniem. Zaczęłam zamrażać, pewnie jest to jakieś wyjście ale..... I zamówiłam i właśnie dzisiaj dotarła do mnie przesyłka z pakowaczką próżniową. Próby jeszcze nie było ale już niedługo to się stanie.  W weekend planuję kolejne wędzenie, tym razem będzie to szynka. 


środa, 8 listopada 2017

Wędzenie i nie tylko

Jesień, jesień i to taka paskudna, zgniła, zimna i pochmurna.





ale jeszcze można zachwycić się pięknymi kolorami.


I co tu robić???  Ja nie mam z tym problemu. O tej porze najlepiej mi się wymyśla i eksperymentuje kulinarnie. Jakoś tak jest, przynajmniej u mnie, że odczuwam większe łaknienie, jakieś dziwne smaki a to wystarczający powód aby pichcić. Myślę, że jesień - zima to jest ta pora kiedy ma się szczególne apetyty, przynajmniej ja tak mam. I kombinuję. A na wiosnę intensywnie usiłuję zgubić to co przybyło czyli kilogramy ☺. No ale to dopiero przede mną, tak że na razie tym głowy sobie nie zawracam. Wszystko w swoim czasie.

Obecnie testuję wyrób wędlin w różnej postaci z myślą o świętach.
Wędliny od dawna robię sama o czym niejednokrotnie pisałam ale teraz mam nowe narzędzia, czyli wędzarnię i szynkowar. A to obszar do tej pory mi nieznany i tajemniczy.

Tym razem postanowiłam uwędzić ser . Zakupiłam ser typu włoskiego i normalny twaróg tzw. krajankę. Obtoczyłam pierwszy w czosnku niedźwiedzim a drugi w papryce wędzonej. I do wędzarni;



najpierw na 2 godziny przy temp. ok 35 stopni C i na koniec zasadniczego wędzenia aż do ostygnięcia. Serki to oczywiście przy okazji bo właściwe wędzenie rozpoczęło się w samo południe i trwało do zmroku.
A jeżeli chodzi o nowość to tym razem była to kiełbasa.

-  1,6 kg łopatki,
-  0,5 kg podgardla;
-  0,4 kg karkówki,

przyprawy;
-  8 szt ząbków czosnku,
-  4 dkg soli ( 2 dkg pelkosoli i 2 soli ),
-  3 g pieprzu
-  100 ml wody.

i jako druga zmiana razem z ćwiartkami i boczkiem wylądowała w wędzarni.
Wędzenie trwało ok 3 godzin, przy temp. czasami przekraczającej 100 st.C.
I tak wyglądają nowości;

częściowo już skonsumowane.


A wnioski są takie; kiełbasa w smaku bardzo dobra, ale jest pewno ale i przesłanie na przyszłość jeżeli chodzi o mój gust. Jest za mało wiejska czyli za mało tłusta, tłuszcz zdążył wykapać ze względu na za wysoką temperaturę a drugie należy grubiej zmielić mięso.
A z kolei jeżeli chodzi o opinię innych osób to kiełbasa jest super, suchutka bez tłuszczu. A wręcz jest najlepszą kiełbasą jaką do tej pory co niektórzy jedli. Nie powiem jest to budująca opinia. A co za tym idzie prawdopodobnie będzie rodzinne większe wędzenie już wkrótce.

Serek też jest smaczny ale do oscypka mu jeszcze daleko. Ale pierwsze koty za płoty jak to się mówi.
Z kolei ćwiartki z kurczaka są takie jak być powinny, tutaj widać i czuć już profesjonalizm.

A na obiad; mielone z cukinią, jeszcze gdzieś się znalazła cukinia więc nie można dać jej się zmarnować. I wyszło pyszne danie


- 1 kg mięsa mielonego, u mnie łopatka
- 60 dkg młodej cukinii
- bułka namoczona
- 2 cebule
- opakowanie ; kotlety mielone z cebulką Winiary
- vegeta do smaku


Cukinię razem ze skórką zetrzeć na tarce o grubych oczkach. Lekko posolić i przełożyć na sito. Odstawić na ok 30-60 minut. Mięso mielone przełożyć do miski. Dodać dobrze odciśniętą bułkę, drobno pokrojoną cebulę, odciśniętą z soku cukinię , vegetę i przyprawę . Masę dobrze wyrobić i przełożyć do foremek.  Piec w temp. 180 st C. około 1 godziny. Podawać z ulubionymi dodatkami.


A w szynkowarze marynuje się szyneczka ale o tym po konsumpcji na co trzeba jeszcze chwilkę poczekać.


Ale żeby nie było, że tylko jem i tylko o jedzeniu to z myślą już o wiośnie i nowych aranżacjach , skończyłam wiosenną serwetę , wielkość około 1 metra 


w sam raz na stół w kuchni i do kompletu z wcześniej skończoną firanką.





środa, 1 listopada 2017

Zaduszki i moja genealogia

Właśnie wróciłam z wędrówki po cmentarzach i grobach bliskich i tak sobie pomyślałam, że pewnie nie zaszkodzi w takim dniu kilka słów o tym skąd się wzięła taka tradycja.

Chrześcijański obrzęd Zaduszek powstał w 988 r. za sprawą opata Odilona z Cluny, który polecił, by w klasztorach odprawiano msze za zmarłych. Była to forma usankcjonowania przez Kościół, praktykowanych od dawna pośród ludu odwiecznych zwyczajów pogańskich i zaduszkowych obrzędów i nadania im chrześcijańskiego charakteru. Wkrótce zwyczaj ten zaczęto naśladować a święto zatwierdził ostatecznie w 999 r. papież Sylwester II.

Święto to wywodzi się z odległych przedchrześcijańskich czasów. Bardzo długo kontynuowano prastare zwyczaje i formy obrzędowości. W Polsce jeszcze w XIX w. zgodnie ze starym zwyczajem, rzucano na mogiły świeżo ułamane z drzew gałązki jako symbol dorzucania drewna podczas palenia zwłok w czasach pogańskich..
Do istoty zaduszkowych obrzędów od wieków należały dwa główne elementy; karmienie dusz i palenie ogni. Ich sensem była głęboka wiara w istnienie duszy i życia pozagrobowego.

Karmienie dusz to obrzęd polegający na składaniu na grobach sutych ofiar z jadła i napoju, oraz Dziady, opisane obrazowo przez Adama Mickiewicza ''.... pospólstwo rozumie, iż potrawami, napojami i śpiewami przynosi ulgę duszom czyscowym ''.

Palenie ogni to głęboka wiara, że dusza w tajemniczy sposób uczestniczy w tym, co się dzieje nad grobem i utrzymuje kontakt ze światem żywych. Dlatego ognie początkowo rozpalano na rozstajach aby służyły wędrującym duszom do ogrzania się i oświetlenia drogi. Około XV - XVI w. zwyczaj rozpalania ognisk przeniesiono w pobliże grobów. Wspomnieniem tego zwyczaju jest dziś palenie zniczy.

W Polsce obchody kościelnych Zaduszek pojawiły się na przestrzeni XIV i XV w. Niezależnie od przemian zachodzących w obrzędach zaduszkowych, sens ich pozostał niezmienny. Jest on świadectwem naszej pamięci, o tych którzy odeszli.

Dla mnie jako genealożki - amatorki ta pamięć ma szczególny charakter i to nie tylko świąteczny. W moich poszukiwaniach często zastanawiam się gdzie spoczywają moi dalsi antenaci? bo właściwe żaden fizyczny ślad po nich nie został oprócz zapisów głównie w starych księgach parafialnych. No i szukam tych śladów i staram się '' wydobyć '' ich z tego zapomnienia, a nie jest to łatwe. Można powiedzieć, że przywracam ich do '' życia " i pamięci. Chociaż nigdy się nie dowiem czegoś więcej o tym jak żyli, jak wyglądali, co czuli, czym się zajmowali i w ogóle jak wyglądał ich dzień powszedni. Tych rzeczy mogę się dowiedzieć w ogólnym wymiarze z zapisów historycznych, ale to jednak nie jest to. Bo historia to pewien zbiór i jak to ze zbiorem bywa jednostka w nim ginie. No chyba, że jest się arystokratą??

To jedno z najstarszych zdjęć jakie mam, a na nim moi pradziadkowie z dziećmi ( m.in dziadkowie ) i wnukami ( m.in. mój tato ) na tle ich domu.

 Wg moich wyliczeń zdjęcie zostało zrobione ok 1930 r .

 Moja wiedza została zaczerpnięta z ,, Polskie Tradycje Świąteczne  ;; Hanna Szymanderska.
Nawiasem mówiąc, fantastyczne wydanie.