I to dosłownie;
nawet sanie przygotowane do wojaży, ale niestety konika brak. Jeszcze do roku ubiegłego był jeden w okolicy ale niestety i on zmienił gospodarza.
Ale wracając do pruszenia, nie wiem jak długo się utrzyma , wiem za to, że nie wszędzie ono występuje. Troszkę niżej w stronę wioski jest szaro - buro.
A ja rano przebudziwszy się takie widoki zastałam
Nie powiem abym za zimą tęskniła ale ten pierwszy śnieg raczej wywołuje u mnie coś pomiędzy radością a zadowoleniem. Dla mnie ideał to byłby taki a by zima, ta biała trwała około półtora miesiąca czyli w okolicach Świąt i Nowego Roku. Pewnie nie jestem w tym odosobniona.
Ale mimo wszystko staram się nie zwracać uwagi na gorsze strony zimy tylko wykorzystuję ten czas jak zwykle na obmyślanie strategii wiosenno - letniej, kuchenno wędzarnicze eksperymenty, puzzlowanie i tym podobne czynności.
Obecnie jestem na etapie przygotowywania do zimy Chabaziewa. Będę okrywać co wrażliwsze roślinki igliwiem i kombinować z dekoracjami.
A czasami zima potrafi sama zrobić najpiękniejszą dekorację:
Kilka lat temu wykombinowałam a właściwie odgrzebałam w pamięci babciny sposób na ocieplenie okien.
A wygląda on tak;
Pomiędzy stare okna skrzyniowe wkładam specjalnie do tego uszyty długi, wąski worek wypełniony sianem. W lecie po koszeniu suszę trawę, którą właśnie wykorzystuję w zimie do ocieplenia. Pamiętam właśnie że w ten sposób moja babcia zabezpieczała okna na zimę.
W poprzednim poście pisałam o zakupie pakowaczki próżniowej i muszę powiedzieć, że był to super zakup. Została wypróbowana i próba można rzec przerosła oczekiwania;
wyroby, łącznie z wędzonym serem ( na pierwszym planie ) wpakowałam w worki, wyniosłam do piwnicy i czekają sobie na ochotę lub odpowiedni moment. Pewnie tym momentem będą zbliżające się Święta. Fantastyczna sprawa, w piwnicy miejsca jest pod dostatkiem, gorzej było z lodówką.
Tak, że mogę wędzić i szynkowarować ile dusza zapragnie. I tak też zamierzam robić. Teraz zabrałam się za karkówkę, mam nadzieję że również zachwyci.
Witam w Chabaziewie

poniedziałek, 27 listopada 2017
czwartek, 16 listopada 2017
Jesienne szynkowarowanie
Chyba ostatni rzut oka na jesienne wiejskie dekoracje
chryzantemy, bratki, dynia i resztka liści na wiciokrzewie zapraszają do wejścia do domu.
A w domu jesienne porządki, bo takie generalne robię dwa razy do roku, właśnie jesienią i drugie wiosną. Te jesienne kończą się świątecznymi dekoracjami. Na razie poszalałam po kuchni:
i szczególnie zachwyciła mnie nowa dekoracja okna. A dekoracja oczywiście; made hand tzn jeden z moich pochłaniaczy czasu czyli szydełko. I taki efekt. A na wiosnę szykuję nowe otwarcie, zima jest długo i trzeba czymś się zająć.
A co w garach piszczy?
Tym razem znów ujarzmiałam szynkowar i muszę powiedzieć, że moja druga próba wyszła rewelacyjnie. A na dodatek okazało się, że to jest proste jak drut. Wiadomo, że będę nadal udoskonalać moje wyroby ale już jestem bardzo zadowolona z efektów.
Ponownie zakupiłam szynkę, ok 1,5 kg , natarłam ją 3 dkg soli, wpakowałam do szynkowara i na tydzień do lodówki. Po tym czasie nastąpiło parzenie w temp 75 st.C do temperatury mięska 65 st.C.
Dobrze jest się zaopatrzyć w dwa termometry.
Trwało to ok 3 godzin. Na drugi dzień po ostygnięciu
tak wyglądało. Coś te zdjęcia nie najlepiej mi wychodzą ale słowo daję, że wygląda bardzo smakowicie i pysznie.
Jedno co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło to prostota. I aż się dziwię, że wcześniej nie zaprzyjaźniłam się z szynkwarem. A jak go już kupiłam to i tak stał sobie ponad pół roku i bałam się za niego zabrać. Teraz będę nadrabiać te zaległości. Przecież to same korzyści; smakowe, kosztowe i wiem co jem.
Tyle tego ostatnio produkuję, że zaczęłam mieć problem przechowywaniem. Zaczęłam zamrażać, pewnie jest to jakieś wyjście ale..... I zamówiłam i właśnie dzisiaj dotarła do mnie przesyłka z pakowaczką próżniową. Próby jeszcze nie było ale już niedługo to się stanie. W weekend planuję kolejne wędzenie, tym razem będzie to szynka.
chryzantemy, bratki, dynia i resztka liści na wiciokrzewie zapraszają do wejścia do domu.
A w domu jesienne porządki, bo takie generalne robię dwa razy do roku, właśnie jesienią i drugie wiosną. Te jesienne kończą się świątecznymi dekoracjami. Na razie poszalałam po kuchni:
i szczególnie zachwyciła mnie nowa dekoracja okna. A dekoracja oczywiście; made hand tzn jeden z moich pochłaniaczy czasu czyli szydełko. I taki efekt. A na wiosnę szykuję nowe otwarcie, zima jest długo i trzeba czymś się zająć.
A co w garach piszczy?
Tym razem znów ujarzmiałam szynkowar i muszę powiedzieć, że moja druga próba wyszła rewelacyjnie. A na dodatek okazało się, że to jest proste jak drut. Wiadomo, że będę nadal udoskonalać moje wyroby ale już jestem bardzo zadowolona z efektów.
Ponownie zakupiłam szynkę, ok 1,5 kg , natarłam ją 3 dkg soli, wpakowałam do szynkowara i na tydzień do lodówki. Po tym czasie nastąpiło parzenie w temp 75 st.C do temperatury mięska 65 st.C.
Dobrze jest się zaopatrzyć w dwa termometry.
Trwało to ok 3 godzin. Na drugi dzień po ostygnięciu
tak wyglądało. Coś te zdjęcia nie najlepiej mi wychodzą ale słowo daję, że wygląda bardzo smakowicie i pysznie.
Jedno co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło to prostota. I aż się dziwię, że wcześniej nie zaprzyjaźniłam się z szynkwarem. A jak go już kupiłam to i tak stał sobie ponad pół roku i bałam się za niego zabrać. Teraz będę nadrabiać te zaległości. Przecież to same korzyści; smakowe, kosztowe i wiem co jem.
Tyle tego ostatnio produkuję, że zaczęłam mieć problem przechowywaniem. Zaczęłam zamrażać, pewnie jest to jakieś wyjście ale..... I zamówiłam i właśnie dzisiaj dotarła do mnie przesyłka z pakowaczką próżniową. Próby jeszcze nie było ale już niedługo to się stanie. W weekend planuję kolejne wędzenie, tym razem będzie to szynka.
środa, 8 listopada 2017
Wędzenie i nie tylko
Jesień, jesień i to taka paskudna, zgniła, zimna i pochmurna.
ale jeszcze można zachwycić się pięknymi kolorami.
I co tu robić??? Ja nie mam z tym problemu. O tej porze najlepiej mi się wymyśla i eksperymentuje kulinarnie. Jakoś tak jest, przynajmniej u mnie, że odczuwam większe łaknienie, jakieś dziwne smaki a to wystarczający powód aby pichcić. Myślę, że jesień - zima to jest ta pora kiedy ma się szczególne apetyty, przynajmniej ja tak mam. I kombinuję. A na wiosnę intensywnie usiłuję zgubić to co przybyło czyli kilogramy ☺. No ale to dopiero przede mną, tak że na razie tym głowy sobie nie zawracam. Wszystko w swoim czasie.
Obecnie testuję wyrób wędlin w różnej postaci z myślą o świętach.
Wędliny od dawna robię sama o czym niejednokrotnie pisałam ale teraz mam nowe narzędzia, czyli wędzarnię i szynkowar. A to obszar do tej pory mi nieznany i tajemniczy.
Tym razem postanowiłam uwędzić ser . Zakupiłam ser typu włoskiego i normalny twaróg tzw. krajankę. Obtoczyłam pierwszy w czosnku niedźwiedzim a drugi w papryce wędzonej. I do wędzarni;
najpierw na 2 godziny przy temp. ok 35 stopni C i na koniec zasadniczego wędzenia aż do ostygnięcia. Serki to oczywiście przy okazji bo właściwe wędzenie rozpoczęło się w samo południe i trwało do zmroku.
A jeżeli chodzi o nowość to tym razem była to kiełbasa.
- 1,6 kg łopatki,
- 0,5 kg podgardla;
- 0,4 kg karkówki,
przyprawy;
- 8 szt ząbków czosnku,
- 4 dkg soli ( 2 dkg pelkosoli i 2 soli ),
- 3 g pieprzu
- 100 ml wody.
i jako druga zmiana razem z ćwiartkami i boczkiem wylądowała w wędzarni.
Wędzenie trwało ok 3 godzin, przy temp. czasami przekraczającej 100 st.C.
I tak wyglądają nowości;
częściowo już skonsumowane.
A wnioski są takie; kiełbasa w smaku bardzo dobra, ale jest pewno ale i przesłanie na przyszłość jeżeli chodzi o mój gust. Jest za mało wiejska czyli za mało tłusta, tłuszcz zdążył wykapać ze względu na za wysoką temperaturę a drugie należy grubiej zmielić mięso.
A z kolei jeżeli chodzi o opinię innych osób to kiełbasa jest super, suchutka bez tłuszczu. A wręcz jest najlepszą kiełbasą jaką do tej pory co niektórzy jedli. Nie powiem jest to budująca opinia. A co za tym idzie prawdopodobnie będzie rodzinne większe wędzenie już wkrótce.
Serek też jest smaczny ale do oscypka mu jeszcze daleko. Ale pierwsze koty za płoty jak to się mówi.
Z kolei ćwiartki z kurczaka są takie jak być powinny, tutaj widać i czuć już profesjonalizm.
A na obiad; mielone z cukinią, jeszcze gdzieś się znalazła cukinia więc nie można dać jej się zmarnować. I wyszło pyszne danie
- 1 kg mięsa mielonego, u mnie łopatka
- 60 dkg młodej cukinii
- bułka namoczona
- 2 cebule
- opakowanie ; kotlety mielone z cebulką Winiary
- vegeta do smaku
Cukinię razem ze skórką zetrzeć na tarce o grubych oczkach. Lekko posolić i przełożyć na sito. Odstawić na ok 30-60 minut. Mięso mielone przełożyć do miski. Dodać dobrze odciśniętą bułkę, drobno pokrojoną cebulę, odciśniętą z soku cukinię , vegetę i przyprawę . Masę dobrze wyrobić i przełożyć do foremek. Piec w temp. 180 st C. około 1 godziny. Podawać z ulubionymi dodatkami.
A w szynkowarze marynuje się szyneczka ale o tym po konsumpcji na co trzeba jeszcze chwilkę poczekać.
Ale żeby nie było, że tylko jem i tylko o jedzeniu to z myślą już o wiośnie i nowych aranżacjach , skończyłam wiosenną serwetę , wielkość około 1 metra
w sam raz na stół w kuchni i do kompletu z wcześniej skończoną firanką.
ale jeszcze można zachwycić się pięknymi kolorami.
I co tu robić??? Ja nie mam z tym problemu. O tej porze najlepiej mi się wymyśla i eksperymentuje kulinarnie. Jakoś tak jest, przynajmniej u mnie, że odczuwam większe łaknienie, jakieś dziwne smaki a to wystarczający powód aby pichcić. Myślę, że jesień - zima to jest ta pora kiedy ma się szczególne apetyty, przynajmniej ja tak mam. I kombinuję. A na wiosnę intensywnie usiłuję zgubić to co przybyło czyli kilogramy ☺. No ale to dopiero przede mną, tak że na razie tym głowy sobie nie zawracam. Wszystko w swoim czasie.
Obecnie testuję wyrób wędlin w różnej postaci z myślą o świętach.
Wędliny od dawna robię sama o czym niejednokrotnie pisałam ale teraz mam nowe narzędzia, czyli wędzarnię i szynkowar. A to obszar do tej pory mi nieznany i tajemniczy.
Tym razem postanowiłam uwędzić ser . Zakupiłam ser typu włoskiego i normalny twaróg tzw. krajankę. Obtoczyłam pierwszy w czosnku niedźwiedzim a drugi w papryce wędzonej. I do wędzarni;
najpierw na 2 godziny przy temp. ok 35 stopni C i na koniec zasadniczego wędzenia aż do ostygnięcia. Serki to oczywiście przy okazji bo właściwe wędzenie rozpoczęło się w samo południe i trwało do zmroku.
A jeżeli chodzi o nowość to tym razem była to kiełbasa.
- 1,6 kg łopatki,
- 0,5 kg podgardla;
- 0,4 kg karkówki,
przyprawy;
- 8 szt ząbków czosnku,
- 4 dkg soli ( 2 dkg pelkosoli i 2 soli ),
- 3 g pieprzu
- 100 ml wody.
i jako druga zmiana razem z ćwiartkami i boczkiem wylądowała w wędzarni.
Wędzenie trwało ok 3 godzin, przy temp. czasami przekraczającej 100 st.C.
I tak wyglądają nowości;
częściowo już skonsumowane.
A wnioski są takie; kiełbasa w smaku bardzo dobra, ale jest pewno ale i przesłanie na przyszłość jeżeli chodzi o mój gust. Jest za mało wiejska czyli za mało tłusta, tłuszcz zdążył wykapać ze względu na za wysoką temperaturę a drugie należy grubiej zmielić mięso.
A z kolei jeżeli chodzi o opinię innych osób to kiełbasa jest super, suchutka bez tłuszczu. A wręcz jest najlepszą kiełbasą jaką do tej pory co niektórzy jedli. Nie powiem jest to budująca opinia. A co za tym idzie prawdopodobnie będzie rodzinne większe wędzenie już wkrótce.
Serek też jest smaczny ale do oscypka mu jeszcze daleko. Ale pierwsze koty za płoty jak to się mówi.
Z kolei ćwiartki z kurczaka są takie jak być powinny, tutaj widać i czuć już profesjonalizm.
A na obiad; mielone z cukinią, jeszcze gdzieś się znalazła cukinia więc nie można dać jej się zmarnować. I wyszło pyszne danie
- 1 kg mięsa mielonego, u mnie łopatka
- 60 dkg młodej cukinii
- bułka namoczona
- 2 cebule
- opakowanie ; kotlety mielone z cebulką Winiary
- vegeta do smaku
Cukinię razem ze skórką zetrzeć na tarce o grubych oczkach. Lekko posolić i przełożyć na sito. Odstawić na ok 30-60 minut. Mięso mielone przełożyć do miski. Dodać dobrze odciśniętą bułkę, drobno pokrojoną cebulę, odciśniętą z soku cukinię , vegetę i przyprawę . Masę dobrze wyrobić i przełożyć do foremek. Piec w temp. 180 st C. około 1 godziny. Podawać z ulubionymi dodatkami.
A w szynkowarze marynuje się szyneczka ale o tym po konsumpcji na co trzeba jeszcze chwilkę poczekać.
Ale żeby nie było, że tylko jem i tylko o jedzeniu to z myślą już o wiośnie i nowych aranżacjach , skończyłam wiosenną serwetę , wielkość około 1 metra
w sam raz na stół w kuchni i do kompletu z wcześniej skończoną firanką.
środa, 1 listopada 2017
Zaduszki i moja genealogia
Właśnie wróciłam z wędrówki po cmentarzach i grobach bliskich i tak sobie pomyślałam, że pewnie nie zaszkodzi w takim dniu kilka słów o tym skąd się wzięła taka tradycja.
Chrześcijański obrzęd Zaduszek powstał w 988 r. za sprawą opata Odilona z Cluny, który polecił, by w klasztorach odprawiano msze za zmarłych. Była to forma usankcjonowania przez Kościół, praktykowanych od dawna pośród ludu odwiecznych zwyczajów pogańskich i zaduszkowych obrzędów i nadania im chrześcijańskiego charakteru. Wkrótce zwyczaj ten zaczęto naśladować a święto zatwierdził ostatecznie w 999 r. papież Sylwester II.
Święto to wywodzi się z odległych przedchrześcijańskich czasów. Bardzo długo kontynuowano prastare zwyczaje i formy obrzędowości. W Polsce jeszcze w XIX w. zgodnie ze starym zwyczajem, rzucano na mogiły świeżo ułamane z drzew gałązki jako symbol dorzucania drewna podczas palenia zwłok w czasach pogańskich..
Do istoty zaduszkowych obrzędów od wieków należały dwa główne elementy; karmienie dusz i palenie ogni. Ich sensem była głęboka wiara w istnienie duszy i życia pozagrobowego.
Karmienie dusz to obrzęd polegający na składaniu na grobach sutych ofiar z jadła i napoju, oraz Dziady, opisane obrazowo przez Adama Mickiewicza ''.... pospólstwo rozumie, iż potrawami, napojami i śpiewami przynosi ulgę duszom czyscowym ''.
Palenie ogni to głęboka wiara, że dusza w tajemniczy sposób uczestniczy w tym, co się dzieje nad grobem i utrzymuje kontakt ze światem żywych. Dlatego ognie początkowo rozpalano na rozstajach aby służyły wędrującym duszom do ogrzania się i oświetlenia drogi. Około XV - XVI w. zwyczaj rozpalania ognisk przeniesiono w pobliże grobów. Wspomnieniem tego zwyczaju jest dziś palenie zniczy.
W Polsce obchody kościelnych Zaduszek pojawiły się na przestrzeni XIV i XV w. Niezależnie od przemian zachodzących w obrzędach zaduszkowych, sens ich pozostał niezmienny. Jest on świadectwem naszej pamięci, o tych którzy odeszli.
Dla mnie jako genealożki - amatorki ta pamięć ma szczególny charakter i to nie tylko świąteczny. W moich poszukiwaniach często zastanawiam się gdzie spoczywają moi dalsi antenaci? bo właściwe żaden fizyczny ślad po nich nie został oprócz zapisów głównie w starych księgach parafialnych. No i szukam tych śladów i staram się '' wydobyć '' ich z tego zapomnienia, a nie jest to łatwe. Można powiedzieć, że przywracam ich do '' życia " i pamięci. Chociaż nigdy się nie dowiem czegoś więcej o tym jak żyli, jak wyglądali, co czuli, czym się zajmowali i w ogóle jak wyglądał ich dzień powszedni. Tych rzeczy mogę się dowiedzieć w ogólnym wymiarze z zapisów historycznych, ale to jednak nie jest to. Bo historia to pewien zbiór i jak to ze zbiorem bywa jednostka w nim ginie. No chyba, że jest się arystokratą??
To jedno z najstarszych zdjęć jakie mam, a na nim moi pradziadkowie z dziećmi ( m.in dziadkowie ) i wnukami ( m.in. mój tato ) na tle ich domu.
Wg moich wyliczeń zdjęcie zostało zrobione ok 1930 r .
Moja wiedza została zaczerpnięta z ,, Polskie Tradycje Świąteczne ;; Hanna Szymanderska.
Nawiasem mówiąc, fantastyczne wydanie.
Chrześcijański obrzęd Zaduszek powstał w 988 r. za sprawą opata Odilona z Cluny, który polecił, by w klasztorach odprawiano msze za zmarłych. Była to forma usankcjonowania przez Kościół, praktykowanych od dawna pośród ludu odwiecznych zwyczajów pogańskich i zaduszkowych obrzędów i nadania im chrześcijańskiego charakteru. Wkrótce zwyczaj ten zaczęto naśladować a święto zatwierdził ostatecznie w 999 r. papież Sylwester II.
Święto to wywodzi się z odległych przedchrześcijańskich czasów. Bardzo długo kontynuowano prastare zwyczaje i formy obrzędowości. W Polsce jeszcze w XIX w. zgodnie ze starym zwyczajem, rzucano na mogiły świeżo ułamane z drzew gałązki jako symbol dorzucania drewna podczas palenia zwłok w czasach pogańskich..
Do istoty zaduszkowych obrzędów od wieków należały dwa główne elementy; karmienie dusz i palenie ogni. Ich sensem była głęboka wiara w istnienie duszy i życia pozagrobowego.
Karmienie dusz to obrzęd polegający na składaniu na grobach sutych ofiar z jadła i napoju, oraz Dziady, opisane obrazowo przez Adama Mickiewicza ''.... pospólstwo rozumie, iż potrawami, napojami i śpiewami przynosi ulgę duszom czyscowym ''.
Palenie ogni to głęboka wiara, że dusza w tajemniczy sposób uczestniczy w tym, co się dzieje nad grobem i utrzymuje kontakt ze światem żywych. Dlatego ognie początkowo rozpalano na rozstajach aby służyły wędrującym duszom do ogrzania się i oświetlenia drogi. Około XV - XVI w. zwyczaj rozpalania ognisk przeniesiono w pobliże grobów. Wspomnieniem tego zwyczaju jest dziś palenie zniczy.
W Polsce obchody kościelnych Zaduszek pojawiły się na przestrzeni XIV i XV w. Niezależnie od przemian zachodzących w obrzędach zaduszkowych, sens ich pozostał niezmienny. Jest on świadectwem naszej pamięci, o tych którzy odeszli.
Dla mnie jako genealożki - amatorki ta pamięć ma szczególny charakter i to nie tylko świąteczny. W moich poszukiwaniach często zastanawiam się gdzie spoczywają moi dalsi antenaci? bo właściwe żaden fizyczny ślad po nich nie został oprócz zapisów głównie w starych księgach parafialnych. No i szukam tych śladów i staram się '' wydobyć '' ich z tego zapomnienia, a nie jest to łatwe. Można powiedzieć, że przywracam ich do '' życia " i pamięci. Chociaż nigdy się nie dowiem czegoś więcej o tym jak żyli, jak wyglądali, co czuli, czym się zajmowali i w ogóle jak wyglądał ich dzień powszedni. Tych rzeczy mogę się dowiedzieć w ogólnym wymiarze z zapisów historycznych, ale to jednak nie jest to. Bo historia to pewien zbiór i jak to ze zbiorem bywa jednostka w nim ginie. No chyba, że jest się arystokratą??
To jedno z najstarszych zdjęć jakie mam, a na nim moi pradziadkowie z dziećmi ( m.in dziadkowie ) i wnukami ( m.in. mój tato ) na tle ich domu.
Wg moich wyliczeń zdjęcie zostało zrobione ok 1930 r .
Moja wiedza została zaczerpnięta z ,, Polskie Tradycje Świąteczne ;; Hanna Szymanderska.
Nawiasem mówiąc, fantastyczne wydanie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)