Witam w Chabaziewie

Witam w Chabaziewie

sobota, 3 lutego 2018

Wreszcie ferie

Właśnie minął tydzień od kiedy przyjechaliśmy do Chabaziewa, A w tym czasie nastąpił kalejdoskop pogodowy. Przyjechaliśmy w zimie potem zagościło przedwiośnie, które całkowicie zmiotło śnieg i teraz ponownie zima i to nie tyle mroźna co śnieżna. Przez jedną noc przybyło

tyle śniegu.

I zastałam taki poranek niespodzianek :


I od razu przypomniała mi się sytuacja, która miała miejsce około 5 lat temu.
Co prawda było to troszkę później, bo w marcu ale też byłam mocno zaskoczona i zdumiona  szybkim przyrostem śniegu. Spodziewaliśmy się już wiosny więc jak wyjeżdżaliśmy z Chabaziewa nie przedsięwzięliśmy, koniecznych zimowym czasem, środków ostrożności. Czyli spuszczenie wody, zabezpieczenie drzwi do piwnic styropianem itd.

Siedzimy sobie, wówczas spokojnie w miejskim domku i podziwiam pięknie podający śnieg. I tak jeden dzień i noc, drugi dzień i noc i chyba na trzeci przyszło otrzeźwienie. Przecież na wsi musi być tego puchu jeszcze więcej no i mroźniej. I oczami wyobraźni zobaczyłam pękniętą spłuczkę i wodę zalewającą moje drewniane podłogi. Zaznaczę, że już raz nam pękła.

Wiele się nie zastanawiając wsiadłam w samochód i jadę. Oczywiście nie ma szansy dojechać pod dom albo chociaż w jego pobliże. Zostawiam samochód możliwie jak najbliżej i przesiadam się na buty. Brnę po zaspach sięgających mi powyżej kolan. Wreszcie jak dochodzę do ogrodzenia okazuje się, że bramki nie otworzę bo całą zasypana jest śniegiem. Jakoś w końcu udało mi się sforsować ogrodzenie , wpadłam do domu i celu mojej podróży czyli kibelka. Co za ulga, że jeszcze w całości.
Zrobiłam to co konieczne i w drogę powrotną.  Tej ekstremalnej wyprawy nic nie jest w stanie przyćmić. No może zeszłoroczna wyprawa na ferie https://kocham-wies.blogspot.com/2017/01/sobota-z-andrenalina.html

Ale teraz póki co jeszcze tydzień przed nami i nie ma co się przejmować wyjazdem tylko upajać się pięknymi widokami, na nerw przyjdzie czas tak około połowy tygodnia;


Wcześniej już pisałam, że zajmuję się genealogią i cały czas szukam i szukam. I właśnie w tym tygodniu udało mi się zdobyć metryki ślubu, które spędzały mi sen z powiek. Najważniejsza to metryka ślubu moich pradziadków z 1894r , która znajdowała się USC. Cieszę się tym bardziej, bo prababcia urodziła się w okolicach Tarnowa, i w zasadzie w ówczesnych czasach ( teraz też tak bywa ) ślub odbywał się raczej w parafii panny. No ale cieszę się, że z jakichś powodów odbył się on w parafii młodego bo po prostu mam ją. No i kolejny problem genealogiczny , dlaczego??

No i tak powoli brnę do przodu, osób w moim drzewie mam już ok. 300, ale cały czas nie mam jeszcze pomysłu jak zabrać się za prezentację. Ale myślę, że jakieś natchnienie na mnie spadnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz