Zleciało. Najpierw tydzień porządków potem tydzień kulinarny i werszcie kulminacja czyli świąteczne śniadanie. To wszystko właśnie po to aby przez chwilę " zabłysnąć wspaniałością " potraw a przede wszystkim spotkać się wspólnie przy stole i spędzić razem świątecznie kilka godzin .
Wszystko się udało i smakowało, a szynka o której wcześniej pisałam jest palce lizać. Chyba wejdzie do codziennego manu, bo na kolejne Święta znów trzeba będzie coś wymyślić nowego. I tak w kółko.
Jeszcze kilka świątecznych wspomnień, oczywiście obowiązkowy kiełkujący owies i kwitnące kwiatki:
Oczywiście wnuczki jak zawsze gdzie tylko się pojawią wprowadzają wiele radości, zamieszania, młodości i tak było i tym razem. Apogeum szaleństwa nastąpił w lany poniedziałek, dingus był bardzo mokry dla wszystkich, nawet Niuniek nie wytrzymał tych wrzasków i nadmiaru wody więc postanowił się wynieść z domu i przeczekać to szaleństwo.
No i teraz jest wieczór, wszystko ucichło, wnuczki wyjechały a ja zasiadłam w fotelu i piszę, obżeram się
pysznymi słodkościami, które są wyrobem rodzinnej mistrzyni czyli siostry mojego męża - Krysi.
Ale to tylko dzisiaj od jutra szlaban z tym, ciastka wylądują w zamrażarce i będą co pewien czas wydzielane w małych ilościach, z założenia w weekendy.
No i pora wrócić do codzienności czyli na ziemię w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Zdążyłam bardzo stęsknić się za Chabaziewem, chwilkę mnie tam nie było, juz dwa tygodnie. Planuję w najbliższy czwartek zabrać Niuńka i wyjechać na wieś i korzystając z pradopodobnie pięknej pogody zagłębić się w ziemi.
Zanim to jednak nastąpi doglądam parapetów na których pięknie rosną pelargonie i begonie. Są bardzo różnej wielkości, niektóre to małe rozkrzewione krzewinki a inne dopiero gramolą się z ziemi.
Przed Świętami dotarła do mnie przesyłka z zamówionymi w internecie cebulami i bulwami kwiatowymi. Wysadzać będę je w Chabaziewie a są to: frezje, ciekawe dalie, białe mieczyki, dwukolorowa begonia ( już posadzona ), lilie drzewiaste, kanny; żółto-czerwona i różowa, tojeść i floks. Już nie mogę się doczekać ich kwitnienia.
Końcem tygodnia , na wsi zamierzam pikować pomidorki, wszystkie miniaturki ( koralik, malinówka i żółte ).
No i jeszcze jedna istotna zmiana. Mój blog otrzymał nowy wiosenny nagłówek, oczywiście wykonany przez Klarę. To wszystko to są widoki mojego Chabaziewa a te żółte plamy to piękne kaczeńce, które rosną w mokrej dolince z niewielkim strumykiem.
Mniam, te ciasta są boskie *-*
OdpowiedzUsuńDziękuję za pochwałę!