Witam w Chabaziewie

Witam w Chabaziewie

niedziela, 23 października 2016

I w drogę...

No właśnie, potem czyli w niedzielę wyjechałam do Warszawy. Po raz pierwszy na środek lokomocji wybrałam bus. I super, od tej pory tylko tak będę jeździć. Wcześniej moja podróż to samochód a ja za kierownicą. Nie powiem była to w pewnym okresie ( kilka lat temu ) frajda . Wówczas , czyli podczas aktywności zawodowej wyjazdy do Warszawy samochodem były normalnością. Samochodem było  wygodnie, o każdej godzinie i trochę krajoznawczo. Miałam kilka dróg przetestowanych, tak aby podróż nie była nudna i było jakieś urozmaicenie. Wyjazdy były bardzo częste nawet kilka razy w miesiącu.
Ale obecnie stwierdziłam, że chyba pora przesiąść się na coś bardziej relaksującego i przynajmniej dla mnie komfortowego. Padło na BUS i trafiłam w dziesiątkę. Same pozytywy, nie wiem jak inni przewoźnicy ale NEOBUS jest super.

Po pierwsze mogłam oddać się lekturze, po drugie ćwiczyłam mózg rozwiązując sudoku i mogłam do woli podziwiać widoki za oknem. Podróż trwała ok 5 godzin czyli tak mniej więcej jak samochodem i przyjechałam wypoczęta, zadowolona i zrelaksowana. Na dodatek, jeszcze pozytywnie zostałam zaskoczona ceną biletu, 50 zł., rewelacja. Samochodem jest to ok 150 zł i to na gazie. Tak, że od tej pory jest to mój ulubiony środek lokomocji. W Rzeszowie do busa dostarczył mnie mąż a u kresu podróży czekała na mnie córka. Czego chcieć więcej ???

Obecnie moja córka ze względu na przeciągający się kapitalny remont domu  ( od maja a nie wie czy przed Świętami uda Jej się przeprowadzić ) zamieszkała w Pruszkowie. Przeprowadziły się również dwa kociaki, brytyjskie niebieskie. Takie milusińskie pieszczochy.

To jeden z nich ,ciemniejszy na stanowisku obserwacyjnym,


aż się dziwię, że moja córka pedantka na to pozwala.

I drugi jasny, piętro niżej, niesamowity pieszczoch:

 
Ja z kolei oprócz dogadzania kulinarnego moim dziewczynkom w między czasie poznałam trochę nową okolicę.

Kiedyś Pruszków nie cieszył się dobrą opinią ze względu na sławną na całą Polskę mafię ale obecnie chyba dokonała się wymiana pokoleniowa. Jeszcze nigdy i nigdzie  nie widziałam takiej kultury na jezdni, a trochę lat już żyję. Przez tydzień czasu jaki tutaj spędziłam ze zdumieniem , oczywiście pozytywnym stwierdzam, że kierowcy tak jakby z innej bajki, niesamowicie uprzejmi. Wystarczy zbliżyć się do przejścia dla pieszych a samochody się zatrzymują, wszystkie!!  I to za każdym razem, coś niesamowitego. Aż przykro się robi, że muszę powiedzieć, że w moim rodzinnym mieście czegoś takiego raczej nie uświadczysz.
 
Podczas przechadzki trafiłam do parku a tam stoi sobie piękny zrewitalizowany pałacyk:



Oczywiście nie omieszkałam czegoś się o nim dowiedzieć, zawsze w takich sutuacjach odzywa się u mnie dusza poszukiwacza amatora i czuję ogromny głód wiedzy.

A więc Pruszków w XIX w był popularnym letniskiem dla bogatych mieszkańców Warszawy. A ten właśnie pałacyk był własnością właściciela wytwórni kafli Ignacego Więckowskiego. Ale to musiała być fortuna,widać że wytwórnia fantastycznie prosperowała jeżeli stać było pana Ignacego na takie wspaniałe  letnisko.

No i kolejna budowla, która zwróciła moją uwagę, to kościół pw. św. Kazimierza Królewicza:





Nie obeszło się również bez gotowania. Mam taki właściwie stały program kulinarny,który zawsze wprowadzam w życie przy każdym spotkaniu, obojętnie u mnie czy na wyjeździe.
Są to sprawdzone pizzerinki , kotlety z piersi kurczaka, barszcz ukraiński i fasolka po bretońsku. Ale oprócz tego dostałam zadanie  na upichcenie lazanii i mięsnych kulek ala zraziki wg przepisu:

- 1 kg zmielonej polędwicy wołowej lub innej chudej części,
- 3 duże marchewki,
- 1 szklanka bułki tartej,
- 1 cebula drobno pokrojona,
- przyprawy;sól, pieprz, curry.

Wszystkie składniki bardzo dobrze wyrabiamy i formujemy małe kulki zwracając uwagę aby były mocno spójne. Smażymy na maśle z wszystkich stron. Przekładamy do garnka i zalewamy wrzątkiem, tak aby  wszystkie były pod wodą. I gotujemy ok 30 min. Pozostawiamy w powstałym sosie i można je zamrozić z odrobiną wywaru lub od razu smakować. Jest to przysmak młodszej wnuczki Zary. Do tego kuskus i surówka.

No i ani się obejrzałam minął tydzień. I czas powrotu.

 


   

2 komentarze:

  1. Córka samotna? Tak pięknie piszesz o niej i jej córkach. brakuje w tym jednak mężczyzny, zwłaszcza w tym remoncie...
    Czytam bloga i już mi się zachciewa tych nalewek, widoków sielskich-anielaskich.... Tak trzymaj. emerytura to cudny czas

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi niezmiernie miło usłyszeć ciepłe słowa. O córce dużo piszę przy okazji tych remontów, bo to właśnie Ona zamieniła się w dyrygenta i koordynatora. A mężczyzna czyli zięć musi twardo stąpać po ziemi, ogarniać ten bałagan i jak to się mówi.....ktoś musi zarabiać na chleb. A co do wnuczek to oczywiste, że świata nie widzę jak są w pobliżu. Serdecznie pozdrawiam.

      Usuń