Mam tutaj na myśli głównie mało zachęcającą temperaturę panującą w domu. My to jakoś dajemy radę, grzaniec, herbatka z prądem i jest OK,a na dodatek pod choinką znalazłam koc elektryczny. Na pewno się przyda. A biedny pies co? Telepie nim przeokrutnie aż serce się ściska. I trwa to dotąd aż zapanujemy nad temperaturą.
Podejrzewam, że jest nam za to wdzięczny, chociaż uwielbia Chabaziewo tak jak my.
A poza tym na te 3 dni jechać ? Jak za dwa tygodnie są ferie i wtedy pobędziemy już bite dwa tygodnie.
Tak, żę tegoroczne moje przemyślenia odbywają się w Rzeszowie w białej sali ( czytaj sypialni ) i z pilotem w ręce. Ale nie tylko, trochę dziergam, szukam rodziny, układam puzzle no i piszę. A poza tym z niecierpliwością czekam wieczorowej pory bo kupiłam dzisiaj książkę Hatszepsut i marzę aby zanurzyć się w świecie faraonów.
Jaki ten rok był ? Tak sobie myślę,że dobry, nie powiem że bardzo bo zawsze może być lepiej, ale do narzekania nie mam powodu. Zresztą i tak staram się tego nie robić. Raczej był spokojny i w zasadzie upłynął w takim tempie jakie mu wyznaczyliśmy.
Ktoś może powiedzieć, że był nudny ale dla nas w sam raz.
Wiosna, lato i jesień upłynęła pod hasłem Chabaziewo. I po raz kolejny muszę powiedzieć, że jestem przeszczęśliwa, że go mam, że spędzam tu wspaniale czas na emeryturze. Piszę głównie o sobie ale mój mąż też zrobił się zdecydowanym fanem Chabaziewa, co nie było takie oczywiste na początku. Tylko, że On dzieli tę przyjemność z pracą zawodową, ale dobrze że są wakacje i wówczas może faktycznie nacieszyć się wsią i od czasu do czasu sobie popracować fizycznie.
Uwielbiam w zimie oglądać zdjęcia, które zrobiłam latem i wspominać te upały, codzienne ganianie z konewką i podlewania kwiatów ( a było ich w różnych pojemnikach 64 ) i kombinować co by tu zmienić:
i liczyć dni i tygodnie do kolejnego chabaziowego szaleństwa.
W tym roku można powiedzieć najbardziej zafascynowała mnie genealogia. I praktycznie każdą wolną chwilę tej nowej pasji poświęcałam. A jest to coś niesamowitego, to coś takiego jak układanie fantastycznych puzzli. Szukasz, szukasz i znajdujesz prędzej czy później brakujący element układanki.
Pamiętam jak znalazłam pierwszą metrykę a był to akt urodzenia mojego dziadka. Czułam się tak jakbym faktycznie uczestniczyła w tym ważnym momencie, czyli podczas chrztu, który odbył się w 1908 roku. Ciśnienie mi się podniosło i patrzyłam z niedowierzaniem. Tym większe były emocje, bo początkowo wydawało mi się, żę sprawa jest nie do przeskoczenia. Przecież ta gałąź mojej rodziny pochodzi z Kresów. Więc jakim cudem mam cokolwiek znaleźć? Wówczas byłam całkowicie zieloną genealożką, chociaż i do tej pory mam mnóstwo braków. Ale dzięki wspaniałym stronom internetowym i osobom które je prowadzą oraz innym genealogom pasjonatom, powoli brnę w ten fascynujący świat. A najciekawsze jest to, że jak się już raz w to wdepnie to nie można przestać.
Drugim najważniejszym momentem moich poszukiwań było znalezienie mojej pra-pra-pra babki. Stało się to w przedświątecznym tygodniu (a pisałam, że nie można przestać? ). To jest jak prezent świąteczny. Po ponad półrocznych poszukiwaniach znalazłam ją. Wcześniej już ustaliłam jak nazywała się z domu, ale niestety nie mogłam natrafić na jej ślad. Aż tu wreszcie zaskoczyły trybiki ,znalazł się brakujący element. Tym elementem było to, że babcia wyszła za mąż za mojego 3 x pra dziadka jako wdowa, w związku z czym miała inne nazwisko. I mój puzzel wreszcie trafił na swoje miejsce.
No i nie mówiłam, że nie można przestać? Nie tylko poszukiwać ale o tym mówić, pisać, myśleć itd.
Powiem jeszcze tylko, że w tych poszukiwaniach znalazłam się w XVIII w. czyli zahaczam o końcowe lata 1700 roku. Przodków przybywa w postępie geometrycznym , dochodzę do 150 osób. A to właściwie tylko jedna gałąz rodziny, no oczywiście z odgałęzieniami ale tylko do poziomu rodzeństwa.
Poza tym w między czasie bawię się w biografkę, bo staram się to wszystko co znajdę + posiadane zdjęcia + moją pamięć z dzieciństwa ( dopóki mnie skleroza nie dopadnie 😉 ) + rozmowy z członkami rodziny + napotkane dokumenty + rys historyczny nanieść na papier, a właściwie na razie na komputer. Ma to być autorska czyli moja historia rodziny.
Nawet pisząc tego bloga widzę jego przydatność dla genealogii. Zawarta jest tutaj wiedza o mnie o tym co robię, jak żyję, o moich pasjach, o pogodzie i o Chabaziewie o kwiatkach o wariacjach kulinarnych czyli o tym wszystkim co ja teraz usiłuję się dowiedzieć o moich antenatach. Czyli przyszłe pokolenia, moi wnukowie, pra, pra-pra....... mają i będą mieć podane to wszystko na talerzu.
A może to już moje genealogiczne skrzywienie???
I tak sobie myślę, jak można nudzić się na emeryturze? Mnie czasami czasu brakuje. Nie znajduję go wystarczająco dużo np na szydełkowanie, na czytanie..... Właściwie w tym roku nie udało mi się nawet skończyć obrusa ale co dziennie coś tam udziergałam. Mam kolejne pomysły ale coś muszę zrobić z tym czasem. A może to ten czas jest jakiś inny niż w młodości, mam wrażenie jakbym się przesiadła do jakiegoś ekspresu.
Koniecznie muszę wspomnieć po raz drugi o moim Chabaziewie. To jest moja kolejna pasja. Uwielbiam wiosnę, jak zaczynam prace polowe, te zakupy kwiatów, ganianie na chalę targową, to sadzenie, zastanawianie się gdzie lepiej posadzić, co przestawić, co zmienić. Co roku to samo, a jednak coś innego, to jest po prostu fascynujące. Lato z kolei to podziwianie wiosennych efektów i zastanawianie się co jeszcze przestawić i dosadzić. I tak sobie biegam z tymi doniczkami aż stwierdzę, że może być. A w samym środku lata wpadają wnuczki , znajomi i rodzina. Wszystko wówczas pięknie kwitnie, pachnie i w ogóle jest pięknie.
Ten zapach i smak grilowanek,
palonych ognisk, sjesty na leżaczku z sudoku w ręce. Czego chcieć więcej, tak wyobrażam sobie raj. I w takim raju przebywam do pónej jesieni.
W tym roku chyba po raz pierwszy udał mi się groszek pachnący i do tej pory czuję jego przepiękny aromat roznoszący się po Chabaziewie:
Co jeszcze fajnego udało mi się zrobić? No oczywiście kontynuowanie tego bloga. To również stało się moją pasją. W pewnym momencie miałam nawet chwile zwątpienia i myślałam, że zabraknie mi tematów, pomysłów i chętnych do czytania. Jedno muszę stwierdzić, że tematów nie brakuje, pisanie sprawia mi przyjemność ( o co bym się nigdy wcześniej nie podejrzewała ) a i osób, czyli Was kochani, którzy znajdujecie czas i chęć aby zajrzeć do mojego bloga jest ci pod dostatkiem, amen.
To blogowanie spowodowało, że bawię się w fotografa, ganiam z aparatem fotograficznym i wszystko fotografuję aby mieć co pokazać i nie zanudzać tylko tekstem pisanym.
No i jak tu się nudzić ? Uważam, że emerytura to najlepszy czas na realizację swoich marzeń i pomysłów. I w zasadzie to właśnie na emeryturze odkryłam część moich obecnych pasji, o których wcześniej nawet nie wiedziałam. A najfajniejsze jest to, że na emeryturze nic się już nie musi.
Wpadłam na pomysł aby ułatwić, sobie również, poruszanie się po blogu i sporządzić taki specyficzny spis treści. Ten spis, a właściwie dwa spisy dotyczą moich rewelacji kuchennych, czyli umieszczonych i przeeksperymentowanych przepisów ( kulinarny misz masz ) i zdrowotnych właściwości roślin, warzyw itp. ( samo zdrowie ). Spisy treści umieszczam pod etykietą o tej nazwie.
I na koniec tych wynurzeń życzę wszystkim i sobie wszystkiego dobrego a raczej najlepszego w Nowym Roku a przede wszystkim aby nie był gorszy od obecnego.
I pamiętajmy o porzekadle: Jaki Nowy Rok taki cały rok.
Ja na wszelki wypadek będę uważała na to co robię i czynię. Tylko same przyjemności
I taki sobie klimacik sylwestrowo - noworoczny z sentymentalną podróżą do lat 70 ubiegłego wieku:
Życzę powodzenia w dalszym rozwijaniu pasji :D
OdpowiedzUsuńZ tym spisem treści bardzo fajny pomysł, ale sądzę, że lepiej by było zamiast na etykiety zrobić specjalną zakładkę do tego, ale to już jak chcesz :)
Szczęśliwego roku 2017!
Kochana moja. Przewiduję, że przy okazji Świąt i mój blog się zmieni. Zawsze masz fantastyczne pomysły.
OdpowiedzUsuń