Prace nad zewnętrzną elewacją posunęły się do przodu ale zostały na tą chwilę wstrzymane, bo mąż odmówił chwilowo współpracy. Co prawda mieliśmy fachowca, ale mąż był tzw chłopcem na posyłki; podaj, przynieś, przytnij itd. A temperatura w samo południe w słońcu 40 albo lepiej stopni, no i mi się chłop przegrzał. Teraz dochodzi do siebie po tym szoku termicznym i za niedługo będzie kontynuacja.
Na tą chwilę tak wygląda mój domeczek: z przodu
z boku:
Najważniejsze w tym wszystkim są te brązowe listy bo do nich będą przykręcane listewki i będzie taki sobie płotek, pomysł mój własny.
Najważniejsza jednak praca skupiła się nad zabezpieczeniem poddasza i wypędzeniem tego co tam buszowało. Zakupiłam dźwiękowy odstraszacz kun tudzież innych gryzoni a fachowiec zabił deskami wszystkie szpary pomiędzy dachem a ścianami. No i wreszcie nic mi nie lata nad głową i jest cisza. I niech tak pozostanie.
A ja cały tydzień maluję te deski na płotek i końca nie widać.
Za to wieczorkami oczywiście szydełkuje a tym razem napadło mnie na kołnierzyki. Super szybko się robi, kolory się zmienia i jest tego już prawie 5 sztuk.
Tak mi się ta robota spodobała, że poszłam w hurt. Firanka chwilowo poszła w odstawkę.
Tak prawdę powiedziawszy myślę trochę już o prezentach świątecznych, aby później nie dostać zadyszki.
Na wakacje został nam podrzucony na przechowanie ;; wnuczek ;; Kudi:
z moim Niuńkiem:
i w kąpieli: