Sama nie mogłam uwierzyć jak to jest fantastycznie wreszcie poczuć ten wspaniały zapach wsi. Taki świeży, pachnący a na dodatek coś w pobliżu było koszone i ten zapach skoszonej lekko przeschniętej trawki, poezja. Co prawda pogoda nie do końca jest taka jaką by się chciało ale już wygląda słoneczko i ma być coraz lepiej, czyli cieplej.
Pierwszy rzut oka na Chabaziewo po 3 - tygodniowej przerwie , nienajgorszy:
pod altaną kwitną pięknie kolorowe tulipany, właśnie dzięki chłodnej pogodzie dłużej można nimi cieszyć oczy i obserwować jak otwierają się do słoneczka i zamykają gdy się ochłodzi.
I malutki ogródek przydomowy też prezentuje się całkiem fajnie :
Kwitną głównie narcyze ; białe i żółte. Niezadługo będą i czosnki i lilie a potem róża, malwy no i na kratce będą piąć się wiciokrzewy.
Trawsko też zdążyło już urosnąć czyli w przyszłym tygodniu czeka mnie koszenie. Mówię mnie, bo to ja koszę ogród, mam swoją bubuzelę ( miejscowe określenie na kosiarkę ) i nie pozwalam mężowi zbliżyć się do tego wynalazku cywilizacji, co wcale nie powoduje u Niego protestów. Wcześniej nieopatrzne takie zbliżenie kosztowało mnie sukcesywnym zmniejszaniem areału roślin kwitnących, niby nie było widać.....
Tak, że sprawiedliwy podział pracy nastąpił; ja ogród koszę a mąż wszystko co poza nim.
Nawiozłam oczywiście zapas kwiatków, powojników i krzaczków do sadzenia. Cały ostatni tydzień spędziłam na uzupełnianiu braków. Teraz to już tak będzie, zaczęła się u mnie kwiatomania.
Oto moje pierwsze zdobycze:
petunie, aksamitki, żeniszki i begonie, wszystkiego po 10 sztuk.
Ale na tym nie koniec,
tutaj wszystkiego po trochu i kwiatki z ryneczku i mój przychówek ( pelargonie ) i zakupy w ogrodniczych.
To wszystko czeka na słoneczko i ciepełko, bo wówczas lepiej mi się biega po ogrodzie. Lada dzień już to nastąpi przynajmniej takie są prognozy. Tak, że mam trochę polowej roboty w tym nadchodzącym tygodniu.
Ale w międzyczasie w oczekiwaniu na piękną pogodę też biegam, tylko że po domu za wiosennymi porządkami. Zmieniam dom z jesienno - zimowego na wiosenno - letni. Firanki, zasłony, zasłonki, serwety, serwetki, chodniczki, dywaniki itd. Wszystko to idzie w ruch i ląduje w swoich nowych miejscach przeznaczenia.
A tak np. wygląda po liftingu moje centrum dowodzenia:
Dywanik na podłodze to oczywiście własna szydełkowa robota, czym zresztą zdążyłam się już wcześniej pochwalić a na ścianie ten obraz z rowerem to też efekt mojej zimowej pracy, taki sezonowy czasopochłaniacz czyli puzzle w ilości 1500 sztuk. No i takie sobie przytulne miejsce na poddaszu wyszło.
Siedzę tam sobie wieczorami po robocie, wszystko mam pod ręką i w zależności od nastroju coś porabiam; grzebię w poszukiwaniu przodków ( to jest jak narkotyk ), szydełko ( drugi narkotyk ), pisanie bloga ( kolejny ), książka, TV itd albo wszystko na raz. Na nudy nie ma czasu.
A najfajniejsze jest to, że właśnie rozpoczął się najwspanialszy okres w roku. Moje przebywanie w Chabaziewie będzie zdecydowanie dłuższe a ja powoli przemienię się w chłoporolnika albo jak kto woli w wieśniaka. A czasami w gospodynię domu przyjmującą z radością odwiedzających nas gości. A czasami w babcię z utęsknieniem czekająca na przyjazd wnuczek.
I niech tak będzie jak najdłużej.
A tu jeszcze tacy fantastyczni goście:
para dzikich kaczek szuka miejsca na gniazdo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz