Witam w Chabaziewie

Witam w Chabaziewie

wtorek, 24 października 2017

Na początek szyneczka

Nastała jesień i to obecnie daleka od ideału. Na zewnątrz 6 st.C, słoneczka ani na lekarstwo, pochmurnie i tak w ogóle paskudnie. Chociaż nie przeczę, że może być jeszcze gorzej. No niestety taki mamy klimat czy się to komu podoba czy nie. Ale dosyć biadolenia, zawsze coś można wykombinować aby jakoś lepiej się poczuć.



Dla mnie jest to okres do wprowadzanie w czyn kolejnych wynalazków tym razem, ogólnie rzecz ujmując, kulinarnych. Bo wiosna i lato to czas na innego rodzaju atrakcje i eksperymenty.

Jeszcze na wiosnę zakupiłam szynkowar, oczywiście w cenie promocyjnej bo takie najbardziej lubię i wreszcie doczekał się swojej inauguracji.
Na pierwszy rzut poszła szynka ( z; przepisy-aleksandry ), która przypadła mi do gustu i stwierdziłam, że będzie dobra na rozpoczęcie mojej zabawy z szynkowarem. I nie pomyliłam się, jest to podobno najlepszy mój wyrób na tą chwilę, co nie znaczy, że poprzednie nie smakowały. Ale fajnie jest jak coś smakuje.

Składniki:
  • 1 kg szynki 
  • 1 łyżka soli peklowej
  • 2 łyżki majeranku (można użyć mniej)
  • 3-4 ząbki czosnku, przeciśnięte przez praskę
  • 2 liście laurowe
  • pół łyżeczki pieprzu
  • 1 łyżeczka cukru pudru
  • 2 pełne łyżki żelatyny
  • 100 ml wrzącej wody
Wykonanie:

1. Umytą i oczyszczoną z błonek szynkę pokrój w średnią kostkę.
2. Rozpuść we wrzątku żelatynę, Odstaw do przestudzenia.
3. Do płynnej i chłodnej żelatyny dodaj sól peklową, czosnek, pieprz, cukier puder, majeranek.
4. Wlej mieszankę do mięsa i wyrabiaj mięso przez kilka minut. Ma się mocno kleić.
5. Dodaj do mięsa liście laurowe (całe).
6. Przykryj miskę folią spożywczą i wstaw do lodówki na 2 doby. Co parę godzin należy przemieszać mięso).
7. Włóż woreczek (specjalny do parzenia wędlin) do szynkowaru i przełóż do niego mięso. Liście laurowe wyjmij i wyrzuć.
8. Ubij mięso w szynkowarze i zawiąż woreczek, tak, aby nie było powietrza pomiędzy supełkiem a mięsem.
9. Zamknij szynkowar.
10. Szynkowar wkładamy do garnka z zimną wodą (poziom wody ma sięgać ponad 2-3cm ponad poziom mięsa) i podgrzewamy ją do temperatury około 85 stopni. Taką temp. należy utrzymać przez cały czas gotowania, więc dobrze jest zaopatrzyć się w specjalny, kuchenny termometr.



11. Gotujemy około 2 godziny i 20 minut.
12. Wyjmij szynkowar z wody, ale go nie otwieraj! Odstaw do ostudzenia.
13. Zimny szynkowar włóż do lodówki na dobę po czym wyjmij szyneczkę



i koniec.
Teraz można się delektować, pięknie pachnie, tak samo smakuje, bez żadnych niewiadomych dodatków  i jak widać roboty nie za wiele.


Tak się rozochociłam, że mam już pomysł na kolejną szyneczkę.

Co prawda trochę cierpię, bo aktualnie ukarałam się za nieplanowany przyrost  masy ciała i zadałam sobie dietę, ale co się odwlecze to nie uciecze, więc daję radę.

środa, 18 października 2017

Jak pies z kotem

Ale nie w potocznym znaczeniu ale w takim:





całkiem zgodne współzamieszkiwanie.
Właśnie cały ubiegły tydzień przebywałam u córki i wnuczek  i upajałam się w wolnych chwilach zabawnymi widokami. A to jeden z nich. Kudi jest szalony, w moim mniemaniu to zakrawa na psie ADHD. Tak, że właściwie nic dziwnego, że u mnie na wakacjach tylko patrzył aby czmychnąć. Bo tutaj robi to samo. Pomimo solidnego ogrodzenie wzmocnionego na dole dodatkowo siatką i tak udało mu się wygryść dziurkę. A ponieważ jest dość miernych rozmiarów, więc żaden problem przecisnąć się i odwiedzić pieski po sąsiedzku.

A w domu, jak już wcześniej pisałam http://kocham-wies.blogspot.com/2015/11/nadal-jestem-w-odwiedzinach-u-corki-i.html pomieszkują dwa śliczne kocurki. Tak, że Kudi od czasu do czasu usiłuje, no właściwie nie wiem co usiłuje, chyba je w jakiś sposób skłonić do zabawy?

Zaczyna szczekać, ale raczej na odległość;


kocurek unosi łapkę jak do nokautu, ale nigdy nie zaatakował, tak jakby ostrzegał , Kudi również za bardzo się nie spoufala. Taki swego rodzaju wzajemny szacunek.



To Puszek jest tym odważniejszym kocurkiem i nie hańbi się ucieczką tylko dzielnie broni kociego honoru. Garfild z kolei woli zejść z drogi i nie pozwala sobie na zbytną konfrontację.

A co poza wolnymi chwilami? To co zawsze, czyli musiałam nacieszyć się obecnością przede wszystkim wnuczek i troszkę, jak zwykle podogadzać kulinarnie. A co najważniejsze naładować akumulatory na okres 2 miesięcy, bo kolejne spotkanie dopiero na Święta w Rzeszowie.


 

sobota, 7 października 2017

Wspomnienie lata

Poprzednio pisałam, że tak szybko jakoś w tym roku odeszło i pewnie dlatego mam jakiś niedosyt. I to znaczny niedosyt. Na szczęście zdążyłam uwiecznić kilka chwil letniego krajobrazu. Tym razem to okolice dojazdowe do Chabaziewa.


Taki niesamowity, malowniczy, sielski krajobraz

i wznosząca się do góry droga dojazdowa.  Uwielbiam w lecie uskuteczniać przejażdżki i oglądać co dzieje się dookoła i jak zmienia się przyroda. Ale zdecydowanie dla mnie ta letnia jest najpiękniejsza.


Tutaj przywędrowała cykoria podróżnik. To te niebieskie kwiatuszki, które lubią takie suche, słoneczne łąki i nieużytki.


 No i oczywiście w takim klimacie nie może zabraknąć przydrożnych kapliczek. Ta powyżej została ufundowana w 1964r w miejscu dotychczasowego krzyża.
Poniżej, kapliczka z roku 1963 ufundowana w miejscu krzyża, który stał tu od końca XVIII w. jako krzyż gradowy. Obie jak widać mają swoich opiekunów.
Z tą kapliczką związana jest nawet ciekawa legenda tzw. Błąda. Głosi ona, że kto tam znalazł się w nocy błądził, mylił drogę i szedł zawsze gdzie indziej, a nie tam gdzie zamierzał. Do niedawna jeszcze żyli ludzie, którzy o tym opowiadali i sami doznawali takiego zdarzenia. ( Kąkolówka dawniej i dziś. Ks Piotr Jamioł ).


Przemierzając Polskie drogi w całym kraju możemy natknąć się na liczne kapliczki przydrożne oraz krzyże. Elementy te stanowią już niejako nieodłączny element rodzimego krajobrazu. Znajdziemy je w najróżniejszych lokalizacjach – we wsiach, w lasach, na polach, na rozdrożach i skrzyżowaniach, ale również w przydomowych ogródkach, na strumieniami oraz rzekami. Dla wielu z nas ich występowanie nie jest niczym niezwykłym, bo wydaje nam się że istnieją w tych miejscach od zawsze. Jedne są bardzo skromne, inne rozbudowane i kolorowe.
  Stanowią one swoistą perełkę i ozdobę. Dają nam również świadectwo wiary pośród naszych przodków, ich kultury oraz tradycji. Wiele kapliczek, które przez lata zachowały się do dnia dzisiejszego stanowią obecnie najcenniejsze zabytki w swojej okolicy. Budowane były z najprostszych dostępnych materiałów – kamienie, drewno itp. Stanowiły miejsce zatrzymania się na krótką modlitwę, o której miały przypominać, były również drogowskazami.
Stworzenie kapliczki najczęściej wymagało poniesienia kosztów. Fundowali je rodziny chłopskie oraz szlacheckie, lokalne parafie lub społeczności. Powodów budowania kapliczek w konkretnych wsiach czy miasteczkach było bardzo wiele. Często wierzono, iż obecność patrona uchroni mieszkańców lub daną rodzinę przed nieszczęściami. Wiele z nich było stworzone w dziękczynieniu za wspaniałe wyzdrowienie, szczęśliwy powrót członka rodziny z wojny, pomyślność czy uchronienie od kataklizmu. Zdarzały się również sytuacje, że wystawienie kapliczki stanowiło pokutę za popełnione grzechy.
Kapliczki stawiano aby czuć obecność i opiekę Jezusa pośród niewielkiej lokalnej społeczności. Wielokrotnie znajdowały się w miejscach, które cieszyły się złą sławą, np. w celu odpędzenia złych duchów. ( wiecznapamiec.pl ).

I jeszcze rzut oka na pobliskie pola,


dzikie łąki,

pobocza,

i drogę gminną w całej okazałości.

Bo mnie jest szkoda lata .....





niedziela, 1 października 2017

Koniec lata

Tak sobie myślę, że w tym roku jakoś to lato szybciej się skończyło, szybciej minęło czy to wina szybciej mijającego czasu?? Czasami mam takie wrażenie, tyle do zrobienia a tu nie ma kiedy. Dni szybko mijają a wieczorki to obowiązkowo szydełko i coś fajnego do oglądania a za chwilę już noc. No i kiedy zrobiło się tak późno??? A przecież emerytura to podobno więcej czasu. No u mnie jakoś to inaczej się dzieje. Na wszystko brak mi go. To chyba przez te moje pomysły tzw. pochłaniacze czasu a co rusz coś przybywa.

Teraz np. zakochałam się w chustach a ponieważ idzie nieuchronnie jesień i zima więc na ten czas parasolki, firanki i obrusy poszły na bok i chwilowo zamieniłam szydełko na druty i coś takiego popełniłam wieczorową porą;

jest to olbrzymi chusto - szal o wdzięcznej nazwie Arabella, składający się z 12 trójkątów. Jeszcze brakuje jednego- czerwonego i będzie skończony. Teraz kombinuję jaką tu wykombinować czapkę. Ale na pewno znajdę coś nietuzinkowego, już nawet mam coś na oku. I to jest kolejne wyzwanie a w kolejce czekają następne. To dzierganie to jest jak narkotyk ciągle musisz i ciągle mało.

W międzyczasie pomiędzy trójkątami znalazłam czas na buraczki. Przecież teraz sezon burakowy więc oprócz przepysznych barszczyków na zmianę z zupą dyniową http://kocham-wies.blogspot.com/2016/09/dynia-i-nie-tylko.html  zabrałam się za ich marynowanie: http://kocham-wies.blogspot.com/2016/10/i-na-koniec-buraki.html , To te najmniejsze nadają się do tego wyśmienicie. A na dodatek pozostała po buraczkach w słoikach zalewa nadaje się wyśmienicie do barszczyku zamiast kupnego koncentratu. To takie 2 w 1.

Urwis Kudi powrócił na łono bliższej rodziny


 czyli do wnuczek a ja wreszcie zabiorę się z porządkowanie ogrodu. Wcześniej niestety nie było to możliwe bo psiaczek odkrył, że może zwiedzać okolicę razem z pieskiem sąsiadki. I tylko czekał na moją nieuwagę. I stało się, udało mu się mi uciec. Jak raz to zrobił tak mu się to spodobało, że nie było szansy aby nad nim zapanować. Turystyka mu się spodobała i kolega również..I właśnie pewnego pięknego dnia wybrał się z kolegą zwiedzać pobliskie pola i knieje. Na moje wrzaski i dziwne ruchy raczył nie zważać. No i wolność się skończyła. Za nic w świecie nie chciałam powtórki i panicznego strachu.... co ja powiem Klarze jak Kudi zginie. Przeżycie jedyne w swoim rodzaju i nie należy do moich ulubionych.

A na ogródku koszmarnie, chabazie, przekwitłe kwiaty i mnóstwo roboty mnie czeka.
Ale zawsze jest coś miłego, zakwitła wreszcie taka dalia:

pewnie jej żywot nie będzie długi bo straszą przymrozkami, ale dobrze choć na chwilę jeszcze oko pocieszyć.