Było to bardzo, bardzo dawno temu.
Właśnie w tym przedświątecznym okresie nachodzą mnie wspomnienia ( być może jest to związane z wiekiem ?) i staję się przez moment małą, beztroską dziewczynką , która razem z rodzicami i siostrą jedzie w ten zimowy czas do jednych z dziadków na Święta. Podróż jest niedaleka, do miasteczka na Podkarpaniu - Błażowej.
Jakże inne były to czasy; zima z zaspami , kilkunasto stopniowy mróz, pod nogami lód i trzeszczący śnieg.
Ówczesna Błażowa również była inna od dzisiejszej. Jakaś mniejsza, bardziej do wsi podobna. Życie było
skupione na niewielkim ryneczeku z plantami , karczmą i kościołem a naokoło pola i zaspy . Taką ją pamiętam.
Podróż również jest inna.
Jedziemy w ten zimowy czas, za oknem siarczysty mróz i zaspy śniegu a nasz środek lokomocji to nieogrzewany Jelcz. Obecnie takie autobusy można pewnie spotkać w jakimś muzeum komunikacji. Aby coś zobaczyć trzeba było mocno chuchać na zamarznięte szyby i przez powstałą dziukę oglądać świat dookoła.
Po ok 40 minutach dojeżdżamy do miejscowości docelowej i docieramy do domu dziadków . Jest przyjemnie ciepło, ogień trzaska pod piecem a na szybach widać jak mróz wymalował piękne roślinne motywy . Babcia krząta się w kuchni, mama do niej dołącza a ja z siostrą mamy za zadanie ubrać choinkę.
Jeżeli jeszcze dalej sięgnę pamięcią to widzę skromną, niewielką, żywą choinkę z długimi słodkimi cukierkami - soplami ( bywają takie w sklepach, ale raczej są mało popularne ), lampkami - w specjalnych uchwytach małe świeczki, jabłkami, orzechami włoskimi owiniętymi w kolorowe złotka , kilkoma szklanymi bańkami i watą initującą śnieg.
W domu unosi się przyjemny zapach jedliny, gotowanych potraw i piernika.
Uroczystość odbywa się w pokoju, który nie jest w codziennym użyciu.
Odbywały się w nim tylko większe uroczystości czyli imieniny dziadków i
przjęcia świąteczne. Jest skromnie umeblowany; duży stół, krzesła, kanapa , komoda z szufladami i wąska szafka na której stałi choinka.
Przed rozpoczeciem wieczerzy wigilijnej , razem z siostrą wyglądamy pierwszej gwiazdy bo to warunek jej rozpoczęcia. Gdy wreszcie zabłyśnie wpadamy do domu z radosnym okrzykiem i wówczas można zasiąść do stołu. Naokoło zasiadają rodzice, dziadkowie, ciocie z wujkami, gości jest sporo.
Na poczatku oczywiście dzielimy się opłatkiemi i składamy życzenia,
po czym na stół wnoszone są potrawy : pierogi ruskie i z kapustą, żur z grzybami i uszkami ( do tej pory pamietam ten niepotarzalny smak ), karp smażony, groch z kapustą , odsmażane ziemiaki i obowiązkowy kompot z suszek.
Inna odsłona świątecznego czasu to Wigilia u drugich dziadków. Ponieważ mieszkaliśmy w jednym domu odpadała podróż a sama atmosfera również była inna , bardziej miastowa.
Nawet opłatek smakował inaczj bo był przełożony miodem.
Wigilijne potrawy również różniły się , pewnie dlatego, że dziadkowie przyjechali z Kresów.
Na początek był podawany barszcz czerwony z uszkami, dalej pierogi ruskie i z kapustą (nigdy lepszych nie jadłam ), karp w galarecie tzw po żydowsku no i oczywiście kutia.
W czasie wieczerzy śpiewaliśmy kolędy przy akompaniamencie pianina, na którym grała ciocia, siostra mamy. Potem była pasterka.
Wigilia do tej pory to dla mnie czas magiczny, uroczysty i rodzinny. Już niedługo zacznę do niej przygotowania. .
Teraz trochę inna bajka...............
W ubiegły weekend tak wyglądało moje Chabaziewo:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz