Witam w Chabaziewie

Witam w Chabaziewie

sobota, 23 stycznia 2016

Mój mastiff

O moim piesku już niejednokrotnie wspominałam przy różnych okazjach. Dzisiaj zamierzam poświęcić mu wiecej czasu bo na to zasługuje.

Na początek cofnę się wstecz.
Od kiedy pamiętam zwierzaki zawsze nam towarzyszyły. Jak dzieci były małe były one mniejszego kalibru. Dominowały chomiki, świnki morskie, skoczki ( takie myszowate ) i króliki miniaturowe, które po kilku latach osiągały rozmiary przykraczające rozmiary klatki. Były nawet papużki niebieskie ale tak się pechowo złożyło, że w tym czasie mieliśmy koty i mimo zawieszenia klatki na haku sufitowym źle się dla nich to skończyło.
Pewnie wielu rodziców doświadcza takie przygody , tak że pewnie nie byliśmy w tym odosobnieni.
Np. u mojej córki właśnie trwa ta przygoda ; były dwa króliki, są dwa koty ( post z listopada ) a w trakcie są psie pertraktacje. 

Dzieci dorastały i wraz z nimi zmieniał się nasz zwierzyniec. Syn zdecydowanie był zwolennikiem kotów natomiast córka psiaków. I był taki dość długi okres, że pies z kotem żyli u nas w zgodzie a przynajmniej we wzajemnej tolerancji.

Na dobre przygoda z psiakami  rozpoczęła się od białego w czarne łaty coker spaniela, którego córka wycyganiła jak dostała się do szkoły średniej ( wówczas były jeszcze egzaminy wstępne ). W tym samym mniej więcej czasie staliśmy się posiadaczami małego kotka - kotki. Zwierzaki się zaprzyjaźniły.
Po kilku latach córka wyjechała na studia do Warszawy a nam pozostał spanielek , który wabił się Amon. Nasza kotka z kolei powiększyła swój przychówek o dwa kotki i tym sposobem mieliśmy w tym czasie 3 koty ( kotkę i dwa kocurki - na szczęście ) i jednego psiaka. I tak sobie żyli w pełnej symbiozie.

Po pewnym czasie córka w Warszawie sprawiła sobie większego psa, tym razem była to rottweilerka Margo. Wspaniała , bardzo mądra i z charakterem. W początkowym okresie Margo przyjeżdżała do nas tylko na wakacje, śmialiśmy się z mężem, że wnuczka przyjeżdża. I było super, pokochaliśmy Margo a ona nas. Przy jej wyjeździe łza w oku się kręciła. I to trwało ok. 3 lata. Córka skończyła studia, podjęła pracę a Margunia coraz dłużej przebywała sama i w końcu wylądowała u nas na stałe. I mieliśmy wówczas dwa  psy i koty.  Nie było z tym problemu bo już się wcześniej znały.

Na całe życie pozostał mi obraz jak kocurek zaczepiał Margo. Wystawiał łapkę z komórki i tą łapką Margunię delikatnie uderzał. Ona z kolei całkowicie zaskoczona zamierała w bezruchu i ze zdziwieniem patrzyła co się dzieje. Sprytny kotek powolutku wychodził z komórki i zaczynał się łasić o jej łapy. Niesamowity widok, Margo stała tak unieruchomiona a on z zadartym ogonem przemieszczał się powolutku pomiędzy łapami. W pewnym momencie kończy to podlizywanie i ucieka a ona w te pędy za nim. Ledwie trafił pomiędzy szczeble w ogrodzeniu i na swoje szczęście był szybszy od Margo.
To tyle z historii  a o smutnych sprawach nie będę pisać.

Mieliśmy dwuletnią przerwę od zwierzaków. W pewnym momencie zaczeliśmy szukać odpowiedniego dla nas psa. Założenia były takie; duży, krótkowłosy i koniecznie przyjazny dla dzieci ( wówczas już mieliśmy wnuczki ). Poszukiwania trochę trwały aż wreszcie zdecydowaliśmy się na mastiffa angielskiego.
Pewnego śnieżnego, lutowego dnia 2010 r. pojechaliśmy po niego pod Warszawę. Doskonale wiedziałam jak psiak wygląda, ale jak zobaczyłam 28 - kilogramowego czteromiesięcznego pieska zaniemówiłam i od razu się w nim zakochałam. I ta miłość trwa do dnia dzisiejszego, z wzajemnością zresztą. Nazwaliśmy go Argo ( skrót od Margo ) a po domowemu jest Niuńkiem.
Niuniek jest dużym ( ok 80 kg ), dostojnym, pięknym i łagodnym psem . Jest członkiem naszej rodziny. To niesamowity śpioch i pieszczoch a miejsca do pieszczot jest pod dostatkiem i jest się do czego przytulić.

Do dzieci jest bardzo przyjaźnie nastawiony, mimo że nie jest z nimi wychowywany ( wnuczki przyjeżdzają 3-4 razy w roku ). Nigdy nie zauważyłam niepokojących zachowań ( a przyglądałam mu się na początku dość dokładnie ). Wnuczki zostały przeze mnie również odpowiedno przeszkolone; nigdy nie wolno uciekać przed nim, bo to go nakręca do zabawy a ze względu na rozmiary o wypadek nietrudno, a jeżeli już biegnie należy stanąć i tyłem się odwrócić, a w ostateczności wołać babcię. I to okazało się super receptą, nigdy nawet w najmniejszym stopniu nie było nieprzyjemnych sytuacji i kolizji.

A to przykład bliskości 3 - letniej  Zary z Argo- kompletna ignorancja:



Wiadomo jak był młodszy był bardziej skłonny do psot. Najbardziej na tym ucierpiały buty ( nieopatrznie nie schowane ) i rogi wszystkich mebli ( bo nie miał problemu z dosięgnięciem ), ale to nic. Mąż mógł się wykazać sztuką renowacji. Padły też za jego przyczyną trzy piloty, mąż również nie narzekał, okazał stoicki spokój  a to przecież jego centrum dowodzenia. To wszystko nie było w stanie osłabić miłości do niego. To są przecież w mniejszym lub wiekszym zakresie przypadłości czy też niedogodności każdego posiadacza psa.

Argo jest moim towarzyszem codziennych spacerów, bardzo lubimy te wspólne chwile. Jest bardzo posłuszny. Nieraz spotykam się z zapytaniami czy nie szarpie. Nic z tych rzeczy, to mniejsze psy widzę jak poniewierają swoich właścicieli a on zawsze dostojnie idzie, jakby lekcewarzył cały świat dookoła.
Jak go coś zainteresuje przystaje na chwilę  i uważnie obserwuje po czym traci zainteresowanie.
Dużo wącha, nieraz śmieję się , że połowa spaceru to wąchanie ale widać , że to jest psia przyjemność i mu w tym nie przeszkadzam. Nigdy na spacerze nie szczeka.
Jeżeli chodzi o inne pieski to przygląda się im z daleka , jak mówię, że nie wolno , zostaw  - odpuszcza i idziemy dalej. Z kolei odważniejsze  i znajome psiaki chętnie do niego  podchodzą a on do nich jest bardzo przyjaźnie usposobiony. Z daleka mijamy się tylko z dużymi psami - kawalerami, bo dominację raczej każdy z nich ma we krwi, więc po co stwarzać tzw. sytuacje.
Mijane osoby również różnie reagują dzisiaj na przykład został słodziakiem. I faktycznie taki jest.

Jak na obronnego psa przystało jest bardzo terytorialny. Nikomu nie pozwoli wejść niezauważonym na swój teren. Zawsze reaguje szczekaniem przy każdym zbliżeniu się do ogrodzenia. Jego z kolei aparycja powoduje, że trudno spotkać śmiałka, który by próbował wejść niezapowiedziany.
Raz trafił się śmiałek , na teren posesji wszedł inkasent ( pomimo tabliczki ostrzegajacej ) i skończyło się to przyparciem osobnika do ogrodzenia z rękami do góry a Argo niemiłosiernie szczkając nie pozwolił mu się ruszyć. Dopiero moja interwencja oswobodziła bladego i wystraszonego intruza.
Ta terytorialność spowodowała, że w Chabaziewie zmuszeni byliśmy zamontować ogrodzenie bo bez niego terytorium Argo sięgało dotąd dokąd sięgał jego wzrok.
 
Przed laty gdy szukałam w internecie psiaka dla nas  spotkałam się z opinią właściciela mastiffa, że kto raz będzie jego szczęśliwym posiadaczem , nigdy nie zechce innego. I teraz po 6 latach spedzonych z Argo z całą stanowczością potwierdzam tą opinię. Oczywiście nie chcę obrazić innych piaków, które mieliśmy ale obecnie jest to dla nas pies idealny.   




  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz