Ale nie w tym potocznym znaczeniu, bo roboty co nie miara. Tym razem w ruch poszły właśnie ogórki i to na różne sposoby.
O tak można podsumować moje wyczyny:
a jest tutaj trzy rodzaje przetworów.
Najpierw został dokonany podział ogórków ze względu na wielkość. I w zależności od tej segregacji zostały odpowiednio zakwalifikowane do rodzaju przetworu.
Duży słój to oczywiście kiszone ogóreczki do bieżącego spożycia wg receptury na opakowaniu gotowej mieszanki ziół i przypraw. Wychodzą zawsze super.
Podobnie wysiliłam się z korniszonami, gotowy zestaw przypraw + woda tylko tym razem z octem i cukrem ( 1 l wody, 150 ml octu, 2,8 dkg soli, 15 dkg cukru. ) Do tego użyłam tych o najmniejszych gabarytach.
Nawet woda po ogórkach się nie marnuje; z kiszonych powstaje zupa ogórkowa a po korniszonach jest wyśmienita do zakwaszenia mięska / sosu.
A trzeci zestaw ( ogórki średnie ) to nowość; ogórki po kozacku, taki znalazłam przepis na; przepisy-aleksandry. blogspot
Zalewa:
- 4 szklanki wody
-1 szklanka octu
- niepełna szklanka cukru
- 3 niepełne łyżki soli, kamiennej niejodowanej
- 5 łyżek musztardy
Składniki na jeden słoik
- niepełna łyżeczka gorczycy
- 3 ziarenka ziela angielskiego
- 3 ząbki czosnku, przecięte na pół, obranego
- baldachy kopru (lepsze są suchsze)
- kilka plasterków obranej marchewki
- ogórków, tyle ile wejdzie , całe lub pokrojone
Zagotować zalewę, do słoiczków powkładać wszystkie składniki, zalać zalewą. Pasteryzować ok 5 -10 min.
No i pora na ogórki największe, które wykorzystałam do mizerii.
Zalewa
- 1 szklanka octu
- 1 szklanka wody
- 5 łyżek cukru
- 1 łyżeczka pieprzu
- 3 łyżki soli
Obrane ogórki poszatkować ( ok 5 kg ). Zagotować zalewę. Zalać ogórki i pozostawić na 4-5 godz, od czasu do czasu mieszając. Po tym czasie przełożyć do słoików i pasteryzować ok 5 - 10 min.
A co w trawie piszczy?
Lato w pełni i wszystko pięknie kwitnie.
a część już zdążyła nawet przekwitnąć, jak powojnik. Malwy jeszcze ładnie się prezentują ale już niedługo, prawdopodobnie zeżre je rdza z którą walczę bezskutecznie od kilku lat. Ale puki co cieszę się pięknymi widokami.
Lawendę też zdążyłam już poprzycinać i kwiaty suszą się w flakonach ;
aby w końcu wylądować w woreczkach zapachowych i przypominać o letnich dniach.
Niuniek również nie narzeka na sielskie klimaty i z chęcią wyleguje się na trawce i wygrzewa kosteczki;
Tak, że wszyscy mają swoje zajęcie zgodne z wypracowanym statusem w rodzinie.
Witam w Chabaziewie

niedziela, 30 lipca 2017
niedziela, 23 lipca 2017
Róże pnące i pachnące
Pomyślałam sobie, że trochę się pochwalę moimi różami. Teraz akurat przypada ich najpiękniejsze kwitnienie, więc szkoda by było aby nie pozostał po nich żaden pisany i wizualny ślad.
Te róże dostałam po sąsiedzku a rosły one przy starym, drewnianym, pustym domku. Stąd moje domniemanie, że są to stare odmiany. Różowa przepięknie pachnie a czerwona ma niesamowite kwiaty. Płatki lekko się odwijają do spodu i są pokryte jakby delikatną skórzaną powłoką. Takich nigdzie wcześniej nie widziałam. Dotykając je ma się wrażenie, że ma się kontakt z jakimś miłym, mechatkiem.
Ta różyczka o drobnych, zebranych w małe bukieciki kwiatuszkach rośnie przy pergoli. I jeszcze w roku ubiegłym była na niej upięta. Na wiosnę wyglądała fatalnie, tak jakby przemarzła albo się zestarzała. A dobrych kilka lat już ma. Bardzo długo nie brała się do życia, pędy miała suche, więc mocno ją przycięłam. Właściwie została tylko jedna gałązka. A ona tak pięknie już zdążyła się rozrosnąć. Dobrze, że nie zadziałałam bardziej zdecydowanie.
To fakt, jak widać, przeważają kolory różowe i czerwone w moim ogrodzie. Są zdecydowanie najbardziej popularne i nie dziwota. To one wprowadzają do każdego ogrodu mocne akcenty i stwarzają niekiedy tło dla innych kolorów i powodują, że są bardziej widoczne. Tak jak tutaj żółta róża ślicznie komponuje się na tle czerwieni i jest jakby bardziej widoczna.
Na koniec zostawiłam same rarytasy. Ta różowa z żółtym środkiem.
Biała dla mnie jest bardzo ważna, ponieważ jest ona w zdecydowanej mniejszości.
No i dwukolorowa; różowo - żółta mi się trafiła i co roku zachwycam się jej niesamowitymi kwiatami.
Właściwie trudno jest mi powiedzieć jakie stanowisko preferują róże. Ponoć są to kwiaty pełnego słońca, ale u mnie rosną one i w pełnym słońcu i w półcieniu i w zasadzie nie widzę aby któreś z tych stanowisk było preferowane. Nie próbowałam sadzić ich tylko w cieniu bo podejrzewam, że by im to zdecydowanie nie odpowiadało,
Poza tym zauważyłam, że nie należy się śpieszyć z ich wiosennym usuwaniem. W zimie lubią przemarznąć ale od korzeni prawie zawsze wybijają. Tak, że należy uzbroić się w cierpliwość.
Lubią je mszyce i mączniak i na wszelki wypadek zawsze zanim się pojawią pierwsze oznaki pryskam preparatem na mączniaka. A w przypadku mszyc stosuję roztwór czosnku a w tym roku przetestowałam mieszankę wody z Ludwikiem i octem. ( Opakowanie po płynie do mycia okien wody do tego po 2 łyżki Ludwika i octu ) I działa ale należy sprawdzać i dość często powtarzać psikanie, ale za to to sama ekologia.
Te róże dostałam po sąsiedzku a rosły one przy starym, drewnianym, pustym domku. Stąd moje domniemanie, że są to stare odmiany. Różowa przepięknie pachnie a czerwona ma niesamowite kwiaty. Płatki lekko się odwijają do spodu i są pokryte jakby delikatną skórzaną powłoką. Takich nigdzie wcześniej nie widziałam. Dotykając je ma się wrażenie, że ma się kontakt z jakimś miłym, mechatkiem.
Ta różyczka o drobnych, zebranych w małe bukieciki kwiatuszkach rośnie przy pergoli. I jeszcze w roku ubiegłym była na niej upięta. Na wiosnę wyglądała fatalnie, tak jakby przemarzła albo się zestarzała. A dobrych kilka lat już ma. Bardzo długo nie brała się do życia, pędy miała suche, więc mocno ją przycięłam. Właściwie została tylko jedna gałązka. A ona tak pięknie już zdążyła się rozrosnąć. Dobrze, że nie zadziałałam bardziej zdecydowanie.
To fakt, jak widać, przeważają kolory różowe i czerwone w moim ogrodzie. Są zdecydowanie najbardziej popularne i nie dziwota. To one wprowadzają do każdego ogrodu mocne akcenty i stwarzają niekiedy tło dla innych kolorów i powodują, że są bardziej widoczne. Tak jak tutaj żółta róża ślicznie komponuje się na tle czerwieni i jest jakby bardziej widoczna.
Na koniec zostawiłam same rarytasy. Ta różowa z żółtym środkiem.
Biała dla mnie jest bardzo ważna, ponieważ jest ona w zdecydowanej mniejszości.
No i dwukolorowa; różowo - żółta mi się trafiła i co roku zachwycam się jej niesamowitymi kwiatami.
Właściwie trudno jest mi powiedzieć jakie stanowisko preferują róże. Ponoć są to kwiaty pełnego słońca, ale u mnie rosną one i w pełnym słońcu i w półcieniu i w zasadzie nie widzę aby któreś z tych stanowisk było preferowane. Nie próbowałam sadzić ich tylko w cieniu bo podejrzewam, że by im to zdecydowanie nie odpowiadało,
Poza tym zauważyłam, że nie należy się śpieszyć z ich wiosennym usuwaniem. W zimie lubią przemarznąć ale od korzeni prawie zawsze wybijają. Tak, że należy uzbroić się w cierpliwość.
Lubią je mszyce i mączniak i na wszelki wypadek zawsze zanim się pojawią pierwsze oznaki pryskam preparatem na mączniaka. A w przypadku mszyc stosuję roztwór czosnku a w tym roku przetestowałam mieszankę wody z Ludwikiem i octem. ( Opakowanie po płynie do mycia okien wody do tego po 2 łyżki Ludwika i octu ) I działa ale należy sprawdzać i dość często powtarzać psikanie, ale za to to sama ekologia.
niedziela, 16 lipca 2017
Różności
Tak sobie powoli upłynął tydzień. Raz słoneczko, raz deszcz a jeszcze kiedy indziej burza. A ja w zależności od pogody albo wśród kwiatków w ogrodzie albo na piętrze w moim centrum, jak ja to mówię, dowodzenia.
Co słychać w ogrodzie? Pełnia lata i paleta wszystkich barw, pnie się groszek pachnący, kwitnie nagietek, surfinia, pelargonie;
taki artystyczny nieład.
I z innej strony;
na pierwszym planie kwietnik - rower ( moja zdobycz ze złomowiska ) a dalej autorska dekoracja starej stodoły, odmalowane okno i stare drzwi z zamontowaną półką na kwiaty.
Teraz pora na podsumowanie mojego eksperymentu. No i niestety szczepiene róży: http://kocham-wies.blogspot.com/2017/06/moje-eksperymenty.html,
nie powiodło się. Tak to jest z eksperymentami, dzielą się na udane i nieudane i tutaj jest ten drugi przypadek. Ciekawe jak autorowi tego pomysłu to się udało????
A to moja doniczkowa hodowla ziemniaków: 😏
A jak pogoda nie dopisała, udało mi się skończyć moje najnowsze dzieło dziergane;
tak, to jest parasol. I ten parasol tak mnie zachwycił, że robię kolejny i już myślę o następnym. Oświadczam wszem i wobec, że coś mnie opętało na punkcie parasolek. Nie wiem jak długo to potrwa ale jak widzę sytuacja jest rozwojowa. Aż strach się bać ale tak to uzależnia.
Jeszcze nie pisałam o jedzeniu a więc zaczynam. Już niejednokrotnie pisałam, jestem łasuchem a w Chabaziewie daleko do sklepu a poza tym nie zawsze chce się jechać. Więc wówczas w ruch idą przepisy i najchętniej te które czymś mnie zaciekawiły. Tym razem były to racuchy z serem ( ze strony aniagotuje.pl )
Zaczyn
- 30 gramów świeżych drożdży
- łyżka cukru
- łyżka mąki
- 2 łyżki ciepłej wody
mieszamy i odstawiamy na ok 15 min aby zaczęły buzować.
Ciasto
- zaczyn
- 15 dkg męki pszennej ( niepełna szklanka )
- 3 średnie jajka
- 15 dkg zwykłego sera ( niepełna szklanka )
- 1/4 kostki miękkiego masła
- 2 łyżki cukru
Wszystkie składniki mieszamy ( ser kruszymy ) i odstawiamy na ok 15 min w ciepłe miejsce. Smażymy placuszki na patelni bez tłuszczu.
Wspaniale smakują same albo z konfiturą np malinową.
A poza tym jest wspaniale i nie tylko ja tak czuję ale po Niuńku też widać luz i szczęście:
Co słychać w ogrodzie? Pełnia lata i paleta wszystkich barw, pnie się groszek pachnący, kwitnie nagietek, surfinia, pelargonie;
taki artystyczny nieład.
I z innej strony;
na pierwszym planie kwietnik - rower ( moja zdobycz ze złomowiska ) a dalej autorska dekoracja starej stodoły, odmalowane okno i stare drzwi z zamontowaną półką na kwiaty.
Teraz pora na podsumowanie mojego eksperymentu. No i niestety szczepiene róży: http://kocham-wies.blogspot.com/2017/06/moje-eksperymenty.html,
nie powiodło się. Tak to jest z eksperymentami, dzielą się na udane i nieudane i tutaj jest ten drugi przypadek. Ciekawe jak autorowi tego pomysłu to się udało????
A to moja doniczkowa hodowla ziemniaków: 😏
A jak pogoda nie dopisała, udało mi się skończyć moje najnowsze dzieło dziergane;
tak, to jest parasol. I ten parasol tak mnie zachwycił, że robię kolejny i już myślę o następnym. Oświadczam wszem i wobec, że coś mnie opętało na punkcie parasolek. Nie wiem jak długo to potrwa ale jak widzę sytuacja jest rozwojowa. Aż strach się bać ale tak to uzależnia.
Jeszcze nie pisałam o jedzeniu a więc zaczynam. Już niejednokrotnie pisałam, jestem łasuchem a w Chabaziewie daleko do sklepu a poza tym nie zawsze chce się jechać. Więc wówczas w ruch idą przepisy i najchętniej te które czymś mnie zaciekawiły. Tym razem były to racuchy z serem ( ze strony aniagotuje.pl )
Zaczyn
- 30 gramów świeżych drożdży
- łyżka cukru
- łyżka mąki
- 2 łyżki ciepłej wody
mieszamy i odstawiamy na ok 15 min aby zaczęły buzować.
Ciasto
- zaczyn
- 15 dkg męki pszennej ( niepełna szklanka )
- 3 średnie jajka
- 15 dkg zwykłego sera ( niepełna szklanka )
- 1/4 kostki miękkiego masła
- 2 łyżki cukru
Wszystkie składniki mieszamy ( ser kruszymy ) i odstawiamy na ok 15 min w ciepłe miejsce. Smażymy placuszki na patelni bez tłuszczu.
Wspaniale smakują same albo z konfiturą np malinową.
A poza tym jest wspaniale i nie tylko ja tak czuję ale po Niuńku też widać luz i szczęście:
poniedziałek, 10 lipca 2017
Miętowo
Tym razem postanowiłam zabrać się za miętę. A ponieważ jest ci u mnie tego ziela pod dostatkiem więc problemu nie ma a na dodatek jeszcze nie było u mnie aż tak miętowo.
Moje miętowisko jest dość nietypowe:
rośnie sobie na dziko w towarzystwie kwiatów albo też odwrotnie, kwiaty w jej towarzystwie. Widać, że nie wchodzą sobie w drogę bo pięknie kwitną i z roku na rok rozrastają się i jest ich coraz więcej.
W innym miejscu posadziłam jeszcze miętę czekoladową również w towarzystwie kwiatów ( groszek pachnący i macierzanka );
ma smak lekko czekoladowy a ta kombinacja wyjątkowo mnie zachwyca np pastylki miętowe w czekoladzie czy lody miętowe z drobinkami czekolady.
Powszechnie wiadomo, że w medycynie ludowej mięta była stosowana w bólach żołądka, zaburzeniach trawienia a także w kolkach jelitowych. Wiele się nie zmieniło i obecnie ze względu na właściwości rozkurczowe jest również stosowana przy tego typu dolegliwościach.
Co roku suszę miętę i już nie raz udało mi się poratować potrzebujących, a jak wiadomo na wsi wszystko się przydać może i nie wiadomo kiedy, komu i na co.
Tym razem postanowiłam wzbogacić swoją ofertę miętową a mianowicie robię syrop miętowy.
Potrzeba ;
- 1l wody,
- 25 dkg cukru,
to zagotowujemy i do wrzątku wrzucamy
- ok 15 łodyg mięty, u mnie tyle:
więcej na pewno nie zaszkodzi.
Po ok 24 godz.przecedzamy, dodajemy sok z 1 cytryny, zagotowujemy i wrzące wlewamy do butelek. Zakręcamy i nie pasteryzujemy.
Syrop wyśmienicie smakuje dodany do napojów chłodzących, lodów jak kto lubi, herbatki itp.
W podobny sposób wykorzystam miętę do likieru miętowego.
Czyli robię syrop:
tylko wg innych proporcji; 60 dkg cukru i 1/2 l wody dodaję miętę i czekam do dnia następnego. Dodaję sok z 1 cytryny i jeszcze raz podgrzewam. Przecedzam i do jeszcze ciepłego syropu wlewam spirytus i przelewam do butelek.
A to efekt końcowy :
Mała buteleczka to syrop a duże to likiery do których dodała jeszcze po gałązce mięty czekoladowej dla wzmocnienia efektu. Teraz pora na dojrzewanie, ale raczej nie za długie.
I jeszcze z ostatniej chwili. Będąc po mleka na ser miałam okazję skosztować kompotu z dodatkiem mięty. Bardzo fajny, orzeźwiający i na pewno też będę tak robić.
Moje miętowisko jest dość nietypowe:
rośnie sobie na dziko w towarzystwie kwiatów albo też odwrotnie, kwiaty w jej towarzystwie. Widać, że nie wchodzą sobie w drogę bo pięknie kwitną i z roku na rok rozrastają się i jest ich coraz więcej.
W innym miejscu posadziłam jeszcze miętę czekoladową również w towarzystwie kwiatów ( groszek pachnący i macierzanka );
ma smak lekko czekoladowy a ta kombinacja wyjątkowo mnie zachwyca np pastylki miętowe w czekoladzie czy lody miętowe z drobinkami czekolady.
Powszechnie wiadomo, że w medycynie ludowej mięta była stosowana w bólach żołądka, zaburzeniach trawienia a także w kolkach jelitowych. Wiele się nie zmieniło i obecnie ze względu na właściwości rozkurczowe jest również stosowana przy tego typu dolegliwościach.
Co roku suszę miętę i już nie raz udało mi się poratować potrzebujących, a jak wiadomo na wsi wszystko się przydać może i nie wiadomo kiedy, komu i na co.
Tym razem postanowiłam wzbogacić swoją ofertę miętową a mianowicie robię syrop miętowy.
Potrzeba ;
- 1l wody,
- 25 dkg cukru,
to zagotowujemy i do wrzątku wrzucamy
- ok 15 łodyg mięty, u mnie tyle:
więcej na pewno nie zaszkodzi.
Po ok 24 godz.przecedzamy, dodajemy sok z 1 cytryny, zagotowujemy i wrzące wlewamy do butelek. Zakręcamy i nie pasteryzujemy.
Syrop wyśmienicie smakuje dodany do napojów chłodzących, lodów jak kto lubi, herbatki itp.
W podobny sposób wykorzystam miętę do likieru miętowego.
Czyli robię syrop:
tylko wg innych proporcji; 60 dkg cukru i 1/2 l wody dodaję miętę i czekam do dnia następnego. Dodaję sok z 1 cytryny i jeszcze raz podgrzewam. Przecedzam i do jeszcze ciepłego syropu wlewam spirytus i przelewam do butelek.
A to efekt końcowy :
Mała buteleczka to syrop a duże to likiery do których dodała jeszcze po gałązce mięty czekoladowej dla wzmocnienia efektu. Teraz pora na dojrzewanie, ale raczej nie za długie.
I jeszcze z ostatniej chwili. Będąc po mleka na ser miałam okazję skosztować kompotu z dodatkiem mięty. Bardzo fajny, orzeźwiający i na pewno też będę tak robić.
W medycynie ludowej liście mięty pieprzowej oraz olejek miętowy
stosowało się w bólach żołądka, zaburzeniach trawienia, jak nudności,
niestrawność, a także w kolkach jelitowych. Obecnie liście mięty
pieprzowej w postaci herbaty, nalewki, olejku i wyciągu są stosowane w
dolegliwościach, takich jak skurcze górnego odcinka przewodu pokarmowego
i dróg żółciowych, gdyż wykazują działanie rozkurczowe i obniżają
napięcie mięśni gładkich.
http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/medycyna-niekonwencjonalna/mieta-pieprzowa-zastosowanie-i-dzialanie-miety-pieprzowej_39832.html
http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/medycyna-niekonwencjonalna/mieta-pieprzowa-zastosowanie-i-dzialanie-miety-pieprzowej_39832.html
W medycynie ludowej liście mięty pieprzowej oraz olejek miętowy
stosowało się w bólach żołądka, zaburzeniach trawienia, jak nudności,
niestrawność, a także w kolkach jelitowych. Obecnie liście mięty
pieprzowej w postaci herbaty, nalewki, olejku i wyciągu są stosowane w
dolegliwościach, takich jak skurcze górnego odcinka przewodu pokarmowego
i dróg żółciowych, gdyż wykazują działanie rozkurczowe i obniżają
napięcie mięśni gładkich.
http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/medycyna-niekonwencjonalna/mieta-pieprzowa-zastosowanie-i-dzialanie-miety-pieprzowej_39832.html
http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/medycyna-niekonwencjonalna/mieta-pieprzowa-zastosowanie-i-dzialanie-miety-pieprzowej_39832.html
W medycynie ludowej liście mięty pieprzowej oraz olejek miętowy
stosowało się w bólach żołądka, zaburzeniach trawienia, jak nudności,
niestrawność, a także w kolkach jelitowych. Obecnie liście mięty
pieprzowej w postaci herbaty, nalewki, olejku i wyciągu są stosowane w
dolegliwościach, takich jak skurcze górnego odcinka przewodu pokarmowego
i dróg żółciowych, gdyż wykazują działanie rozkurczowe i obniżają
napięcie mięśni gładkich.
http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/medycyna-niekonwencjonalna/mieta-pieprzowa-zastosowanie-i-dzialanie-miety-pieprzowej_39832.html
http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/medycyna-niekonwencjonalna/mieta-pieprzowa-zastosowanie-i-dzialanie-miety-pieprzowej_39832.html
niedziela, 2 lipca 2017
Wspaniały początek wakacji
Zaczął się dla mnie bardzo szczęśliwy i wesoły tydzień. Niespodziewanie nawiedziła mnie starsza wnuczka Klara. A ta przyjemność trwać będzie równiutko : od czwartku do czwartku.
Siedzimy sobie na wsi a ja kombinuję jak umilić Klarze pobyt. Codzienne kiełbaski z ogniska na kolację, świeżutkie bułeczki, spanie w namiocie, huśtanie w hamaku to niektóre z atrakcji pobytu na wsi. W planie spacery wzdłuż pól i lasu.
A spanie w namiocie w sielankowej scenerii, ciszy, w sąsiedztwie kwiatów musi być bajkowe bo trwa do godzin około południowych, nawet poranne pianie kogutów nie jest w stanie go zakłócić ;
Wieczorem unosi się mieszanka zapachów maciejki, lawendy i róży, takie wrażenia węchowe możliwe są tylko w Chabaziewie i chyba wpływają na długość snu.
No i oczywiście kulinarne dogadzanie; czyli nieodmiennie pizzerinki , http://kocham-wies.blogspot.com/2015/11/nadal-jestem-w-odwiedzinach-u-corki-i.html
i bułeczki czosnkowe, tegoroczny hicior, http://kocham-wies.blogspot.com/2017/04/czas-zaczac.html
i to oczywiście na okrągło.
Ale zbliżała się niedziela i coś by tu wypadało wymyślić niestandardowego. Wpadłąm na pomysł jakiejś regionalnej imprezy, więc zaczęłam grzebać w internecie . Moje próby, a raczej pewnie nieznajomość pobliskich miejscowości nie przyniosły zamierzonego efektu, bo albo coś tam już było albo dopiero się odbędzie. Ale nie ma to jak pomoc sąsiedzka, poszłam na naradę no i znalazło się: Dni Dubiecka. Odległość ok 30 km, czyli w sam raz na popołudniową wycieczkę.
No i była wycieczka ale ......
Ta impreza niestety zawiodła mnie. Spodziewałam się jakichś smakołyków przygotowanych przez Koła Gospodyń Wiejskich czy też stoisk z rękodziełami. A tu nic z tych rzeczy, pustynia kulinarna i atrakcyjna. Bardzo skromnie, właściwie oprócz jednego stoiska z dmuchańcami:
na więcej nie można było liczyć.
Tak, że miała być atrakcja i kolacja a skoczyło się na zakupach w pobliskim sklepie. Zaopatrzone w kiełbaski i takie tam sobie zakupy...., udałyśmy się z powrotem do Chabaziewa na tradycyjną kolację, czyli patyk, kiełbasa i ognisko.
No trudno i tak się zdarza grunt to się na dobre nie zrazić.
Siedzimy sobie na wsi a ja kombinuję jak umilić Klarze pobyt. Codzienne kiełbaski z ogniska na kolację, świeżutkie bułeczki, spanie w namiocie, huśtanie w hamaku to niektóre z atrakcji pobytu na wsi. W planie spacery wzdłuż pól i lasu.
A spanie w namiocie w sielankowej scenerii, ciszy, w sąsiedztwie kwiatów musi być bajkowe bo trwa do godzin około południowych, nawet poranne pianie kogutów nie jest w stanie go zakłócić ;
No i oczywiście kulinarne dogadzanie; czyli nieodmiennie pizzerinki , http://kocham-wies.blogspot.com/2015/11/nadal-jestem-w-odwiedzinach-u-corki-i.html
i bułeczki czosnkowe, tegoroczny hicior, http://kocham-wies.blogspot.com/2017/04/czas-zaczac.html
i to oczywiście na okrągło.
Ale zbliżała się niedziela i coś by tu wypadało wymyślić niestandardowego. Wpadłąm na pomysł jakiejś regionalnej imprezy, więc zaczęłam grzebać w internecie . Moje próby, a raczej pewnie nieznajomość pobliskich miejscowości nie przyniosły zamierzonego efektu, bo albo coś tam już było albo dopiero się odbędzie. Ale nie ma to jak pomoc sąsiedzka, poszłam na naradę no i znalazło się: Dni Dubiecka. Odległość ok 30 km, czyli w sam raz na popołudniową wycieczkę.
No i była wycieczka ale ......
Ta impreza niestety zawiodła mnie. Spodziewałam się jakichś smakołyków przygotowanych przez Koła Gospodyń Wiejskich czy też stoisk z rękodziełami. A tu nic z tych rzeczy, pustynia kulinarna i atrakcyjna. Bardzo skromnie, właściwie oprócz jednego stoiska z dmuchańcami:
na więcej nie można było liczyć.
Tak, że miała być atrakcja i kolacja a skoczyło się na zakupach w pobliskim sklepie. Zaopatrzone w kiełbaski i takie tam sobie zakupy...., udałyśmy się z powrotem do Chabaziewa na tradycyjną kolację, czyli patyk, kiełbasa i ognisko.
No trudno i tak się zdarza grunt to się na dobre nie zrazić.
Subskrybuj:
Posty (Atom)